Dziś znowu krótki post, jestem zmęczona po pracy oraz chyba ta dziwna już jesienna pogoda ma na mnie niemiły wpływ... Ale udało mi się dokończyć kwietnik, który robię już jakiś czas ratami. Wygląda on tak:
Na razie stoi sobie w tym miejscu, bocianka również przeniosłam, wciąż zbiera zamówienia:) Potem w każdym momencie kwietnik można umiejscowić gdzie indziej.
Studnia natomiast zyskała łańcuch i wiadereczko. Dziękuję Kochanie :*
Czeka mnie mnóstwo plewienia, już dawno tego nie robiłam, więc trzeba to nadrobić. Groszek pachnący już usechł i trzeba będzie się go pozbyć i zebrać bambusowe krateczki na których się wspinał. Pomidorki, które ładnie dojrzały również muszę zebrać z krzeczków, a resztę, która została porażona grzybkiem - spalić. Takich chorych pędów nie wolno niestety kompostować. Nie spryskałam moich pomidorków, a przez wiele tygodni wilgotność w powietrzu była naprawdę duża no i przyplątał nam się grzybek. Ale widzę, że nie tylko u mnie tak się podziało. Sąsiadka ma nie lepiej.
Najlepiej mają się dynie. Te ozdobne i te zwykłe. Rosną jak na drożdżach, a swoimi wielkimi liśćmi zdobią wszystko co zechcą. Muszę je co chwilę kontrolować, aby przy okazji nie chwyciły swoimi wąsami czepnymi innych roślinek.
Połowę drewnianych kół oczyściłam i zaimpregnowałam. W piątek zajmę się dwoma pozostałymi.
Piękne, i studnia i kwietnik, a najbardziej urzekł mnie mini-bociek :)
OdpowiedzUsuń