czwartek, 29 marca 2018

Zdrowych, spokojnych Świąt

Te wszystkie króliczki, jajeczka, wianki i inne wiosenne dekoracje stanowią miłą odskocznię od szaroburej rzeczywistości, która ostatnio widnieje za naszymi oknami. Jednak to nie te ozdoby grają teraz najważniejszą rolę, jakkolwiek piękny by nie były...dlatego...

...Kochani, chciałam Wam życzyć z całego serca, aby te Święta Wielkanocne były prawdziwie głębokie. Abyście spędzili je w gronie najbliższych, z dala od zgiełku tego pędzącego świata, z wyłączonymi telefonami komórkowymi, telewizorami, a z włączonymi i otwartymi na miłość Bożą sercami. Bo w tych Świętach najważniejszy jest Chrystus i Jego wielki dar dla nas - nadzieja na zbawienie dzięki Jego ukrzyżowaniu, a następnie zmartwychwstaniu. Radujmy się, bo każdy z nas jest Dzieckiem Bożym, jednakowo kochanym, jednakowo umiłowanym.

niedziela, 25 marca 2018

Nowe kolorki, pomysły...raczkujemy...imieniny i inne

  To będzie post dla cierpliwych... Tak długo nie mogłam zebrać się do napisania czegokolwiek, że w końcu mam bardzo dużo do nadrobienia. Prawda jest taka, że byłam pochłonięta różnymi rzeczami, a w dodatku zmęczona praktycznie całodobową opieką nad Chłopcami (szczególnie wciąż domagającym się karmienia w nocy Nikosiem), że nawet jeśli znalazłam chwilę dla siebie, to nie miałam siły już zasiadać do komputera. Może gdyby Grześ mniej pracował i zrobił sobie kilka dni wolnego, zregenerowałabym akumulatorek i nabrała sił. Dobrze, że chociaż na Teściową oraz Matki Chrzestne Chłopców wciąż można liczyć w kryzysowych momentach. No, ale cóż... Obiecałam sobie, że jeśli moje Dzieci kiedyś dadzą mi Wnuki, to będę aktywnie uczestniczyła w ich życiu, bo przecież to sama radość i błogosławieństwo.
   Postanowiłam podzielić post na trzy części. Pierwsza - najbardziej prozaiczna - DIY i dekoracje, druga - rodzina, czyli głównie moje Pociechy oraz trzecia- imieniny, czyli kulinaria.

I. DIY i dekoracje.
Wciąż jeszcze nie było wiele takich typowo wiosennych dni, kiedy to mogłabym więcej podziałać w ogródku, a nawet jeśli, to i tak potrzebowałabym kogoś do moich Słodziaków, bo z Nimi to jeszcze wiele zrobić nie można. Dlatego też jeszcze jest ten czas, kiedy tworzę różne rzeczy w domu. Dodatkowo zdecydowałam się odświeżyć niektóre ściany. Największym wyzwaniem była klatka schodowa, bo jej wysokość to kilka dobrych metrów. Ale dałam radę, z drobną pomocą Męża (żeby nie było, jakiś udział też w tym miał:) ) No i jak widać również mój Pierworodny pomógł nieco w malowaniu sypialni:)
Oto finalny efekt jednej ściany w sypialni. Stary elektryczny kominek zamieniłam na komodę z IKEI, bo fajnie kontrastuje z szarością ściany. Na komodzie ciągle coś zmieniam, obecnie są wiosenne dekoracje. A w komodzie wszelkie moje szpargały, wstążki, półprodukty do różnych pomysłów diy. Bardzo przydatny kącik.




Uwierzycie, że te tulipany są sztuczne?
A to obraz z wazonem 3D, który zrobiłam z tektury. Okazuje się, że tektura to materiał wyjątkowo przydatny w wielu pracach. Gałązka wzięta z ogródka, a listki to czarny kartonik. No i zwykła, czarna ramka.


Podobny wazon, ale ten wolno-stojący zrobiłam w szaro-czarnej tonacji.
Motylek z Aliexpress.

Obok komody stoi kosz pełen książek do przeczytania i tych, które już skończyłam. Postanowiłam zainwestować w literaturę, zakupiłam głównie książki motywacyjne (bardzo lubię tego typu poradniki, bo tak na prawdę wszystko zaczyna się w głowie, a w każdym z nas tkwią masy potencjałów, których często nie jesteśmy świadomi). Z czystym sercem mogę Wam polecić wspaniałą pisarkę- Reginę Brett, której książki aż tryskają pozytywną energią i miłością do życia i innych. Z jej książki pt. "Kochaj" zaczerpnęłam fantastyczny pomysł na słoik szczęścia. Do słoika tego wrzuca się zwitki z zapiskami momentów, w których poczuliśmy radość w sercu. Zbiera się je przez cały rok, a po roku otwiera, wspomina i na nowo przeżywa szczęśliwe chwile. Wspaniały pomysł, polecam! U nas słoik szybko się zapełnia i na pewno pomoże nam w ponownym docenianiu wszelkich drobiazgów i tych dużych rzeczy także. Co znalazło się w naszym słoiku? Między innymi pierwsze wyznanie miłości przez Tadzia "Mamusiu, kocham Cię", miły sms od Grzesia z pracy, wypicie kawy w spokoju i ciszy, powrót na salsę (o tym później) i wiele wiele innych. Rzecz w tym, aby nie czekać z pisaniem, bo często zapominamy różne małe rzeczy, z których przecież składa się nasze życie. Taki słoik szczęścia pozwala mocniej doceniać to, co mamy.

Poniżej wspomniany słoik szczęścia. Zakupiłam go w Pepco i przyozdobiłam koronką oraz zrobiłam napis wraz z małą grafiką.
Skoro już przy sypialni jesteśmy, to wykonałam też kilka zapachowych woreczków, które zawiesiłam w szafie z ubraniami, bo niestety od jakiegoś czasu walczymy z molami. Dodatkowo miły zapach zawsze jest wskazany, a zrobienie woreczków nie zabrało mi tak wiele czasu. Wystarczy materiał jutowy, sznureczek, kawałek koronki, jakaś niewielka ozdoba (tutaj motylek)
Również ściana w salonie została maźnięta szarym. Długo myślałam co na niej powiesić. Początkowo podobały mi się te nowoczesne zegary rzymskie ścienne, jednak stwierdziłam, że stały się zbyt popularne, a ja chciałam mieć coś całkowicie swojego, niepowtarzalnego. Rozwiązanie było tylko jedno - trzeba było coś takiego zrobić własnymi rękami. Pomysł napatoczył się sam, bo jakiś czas temu Grześ przytargał z offroadowej wyprawy wielką gałąź wypłukaną przez rzekę. Kiedy ją zobaczyłam, wiedziałam, że coś z nią zrobię, jednak wtedy jeszcze nie byłam pewna co. W końcu odpowiednia pora na gałąź nadeszła wraz z pomalowaniem ściany. Powiesiłam na niej ramki z naszymi zdjęciami, dołączyłam dwa małe wianuszki i wraz z Grzesiem umieściliśmy ją na mocnym dyblu na ścianie. Niczym jej nie malowałam, nie impregnowałam, pozostawiłam całkowicie surową, bo taka właśnie mi się podoba. Do zawieszenia zdjęć wykorzystałam naturalny sznurek jutowy. I jestem bardzo dumna z tego projektu:) Na święta Bożego Narodzenia między zdjęciami można będzie zawiesić na przykład jakieś bańki, czy malutkie gałązki świerku. Zdjęcia można oczywiście wymieniać.
Pokusiłam się też o trzy takie obrazki z czarnymi ptaszkami. Początkowo wisiały w łazience na górze, ale teraz znalazły miejsce w naszej sypialni.

Nadszedł też czas na wielkanocne ozdoby. Powiem Wam, że nigdy nie przywiązywałam do nich aż tak wielkiej wagi, czasem umieściłam gdzieś jakieś gałązki wierzby mandżurskiej z wiszącymi wydmuszkami i to w zasadzie było wszystko. W tym roku poszalałam nie wiedzieć czemu... Po prostu taką miałam ochotę. Zakupiłam kilka słodkich ozdób i rozmieściłam je po domu

Kurkę i wianuszek akurat zrobiłam sama, natomiast motylki i zawieszka pod wiankiem to już zakup z tego roku.

W zeszłym roku w prezencie otrzymałam te dwa przytulające się zajączki, a w tym roku zrobiłam im taki "domek" ze słomek. Trochę z tym było zabawy, ale się udało.
Do dużego słoika w salonie włożyłam zakupione zajączki oraz wydmuszki, które pomalowałam na złoto i ozdobiłam koronką.
Biały wianek okleiłam w połowie mchem, doczepiłam jajeczka ze styropianu, motylek z Aliexpress oraz kilka sztucznych kwiatków.

Kolejny stroik wyszedł trochę spontanicznie. Trawka, którą widzicie przyszła do mnie uszkodzona - miała mieć ozdobne kłosy na sobie,  jednak połowa z nich była poniszczona. Zdecydowałam się na całkowite usunięcie kłosów i zamiast nich nadzianie na te sztywne pręciki jajeczek styropianowych. Grześ jakiś czas wycinał jedną z brzóz i sporo gałązek wciąż leżało na ziemi. Pozbierałam kilka z nich i uwiłam gniazdko. Do środka włożyłam wspomnianą trawkę, a jej doniczkę zakamuflowałam mchem zakupionym na Aliexpress (toż to genialny wynalazek ten Aliexpress:) ). Dołożyłam jeszcze malutkie gniazdko z jajeczkami oraz motylka. I gotowe.
Poniższy stroik był jeszcze łatwiejszy, bo w gotowy już wianuszek ze sztucznego bukszpanu włożyłam małe gniazdko zrobione ponownie z gałązek brzozowych i nakleiłam małe styropianowe jajeczka. Myślę, że najładniejsza w tym stroiku jest jego prostota.
Ten pojemnik na jajka zakupiłam za dosłownie 5 zł na wyprzedaży garażowej. Od razu mi się spodobał. Początkowo wyścieliłam go sztucznym siankiem, a potem wypełniłam pomalowanymi na złoto wydmuszkami.
Potem ten koszyczek trafił do łazienki do zestawu z kurką (nie robiłam jej, kupiłam w lokalnym sklepie). Jajka jeszcze dodatkowo ozdobiłam koronkami, wstążeczkami itd.
Nad stołem kuchennym zawiesiłam natomiast trzy przezroczyste jajeczka, do których włożyłam mech, motylka, kulkę ze sztucznego mchu w ciemniejszym odcieniu zieleni oraz małe gniazdko z jajeczkami. Niestety nie jestem w stanie zrobić im dobrego zdjęcia.
   Kocham wiosnę i lubię ją czuć również w domu, dlatego tu i ówdzie powtykałam jeszcze inne drobne ozdoby.
   Poniżej natomiast próba nowego sposobu na pakowanie prezentu. Tym razem dodałam coś na kształt czarnej marynarki.


A oto projekt, z którego jestem naprawdę dumna, bo trochę się przy nim napracowałam, przypłaciłam też go raną po kleju na gorąco na lewem kolanie. Jakiś czas temu widziałam taką ciężarówkę na resoraki zrobioną ze sklejki. Sprawdziłam cenę i omal nie spadłam z krzesła, jak zobaczyłam 350zł. Stwierdziłam, że spróbuję zrobić coś podobnego z kilku warstw kartonu.  I udało się. Dodatkowo wrzuciłam do kabiny dwie fotografie moich Synków i gotowe. Teraz Tadzio parkuje swoje autka w tirze zawieszonym na drzwiach szafy.


Do pokoju Chłopców zamówiłam też białą skrzynię na zabawki, a żeby nie była nudna nakleiłam autka ze sklejki, które pomalowałam na czarno.


II. Rodzina

Tadeuszek coraz więcej mówi, uwielbiam zauważać u Niego postęp w formułowaniu coraz dłuższych i nowszych zdań. Jednak te najważniejsze dla mnie słowa za każdym razem wywołują poczucie ogromnego szczęścia i wzruszenia, kiedy przybiega do mnie, wtula się mocno i słodkim głosem oznajmia: "Mamuuuusiu, kocham Cię!". Dla tych słów warto. Warto każdego wysiłku.
   Nikoś z kolei od kilku tygodni raczkuje... A nawet już wspina się po meblach i stoi. Myślałam, że dłużej Mu to zejdzie, ale jest spragniony nowych umiejętności i bardzo szybko się uczy. Słodko sobie gaworzy, gania na czworakach za Tadziem i wpatrzony w Niego jak w obrazek. Oboje bardzo się kochają, co cieszy mnie niezmiernie.





Tadzio czasem pomaga mi w kuchni:) Tutaj akurat przygotowujemy kopytka - jedno z moich ulubionych dań z dzieciństwa. Kochałam zajadać je z masełkiem, posypane cukrem.


Lubimy też razem robić pierniczki. Co  z tego, że już po Bożym Narodzeniu, jak pierniczki dobre są zawsze:) Niedługo trzeba też zrobić jakieś kruche ciasteczka, bo tych dawno nie robiliśmy. Chciałabym, aby Tadzio miał jak najwięcej tego typu wspomnień. Ja nie pamiętam, bym z mamą robiła ciasteczka, ale pamiętam, że jeden, jedyny raz robiłyśmy razem pierogi na Wigilię i to jest wspaniałe wspomnienie. Nic tak nie zbliża, jak wspólne spędzanie czasu, wspólne robienie czegoś, czegokolwiek.

Moje dwa Słodziaki, zawsze gotowe do psot. Cieszy mnie, że Tadzio nie jest agresywnym chłopcem, nie bije innych dzieci, co najwyżej nie pozwoli pobawić się Jego ulubioną zabawką, chyba że Go o to poproszę. Zawsze potrafi przeprosić i przytulić, gdy coś zrobił źle. A już jedzeniem i słodkościami potrafi dzielić się jak nikt inny, nawet gdyby miał tego bardzo mało. Chciałabym oboje nauczyć, że można podzielić się z innymi nawet jednym cukierkiem, wystarczy pokroić go na małe kawałeczki.
Tak Tadzio przytula Braciszka każdego dnia. Niestety tak rzadko udaje mi się to uchwycić w obiektywie.
Tadeuszek wręcza mi bukiet tulipanów na Dzień Kobiet. Moje ulubione kwiaty do wazonu. 
A to Nikoś, stanął na nóżkach po raz pierwszy w swoim łóżeczku. Był przeszczęśliwy, wariował z radości, śmiał się w głos i prawie barierkę wyrwał:)

To takie wielkie błogosławieństwo, że mam tak pogodnych Synków. Uśmiech rzadko schodzi z ich buziek. Szczególnie, jeśli chodzi o Nikosia. Ten to naprawdę często się uśmiecha, wszystko Go cieszy, nawet po drzemce zamiast płakać, to uśmiecha się jak tylko wezmę Go na ręce. Również jak się uderzy, to szybko Mu przechodzi, wystarczy, że się Go przytuli i wszystkie smutki odchodzą precz.


   Tadzio wciąż potrafi przespać w ciągu dnia trzy godziny ciągiem, czasem prawie cztery. Dlatego często drugą drzemkę Nikosia pokrywam z Tadziową i wtedy mam czas, by na przykład poćwiczyć lub nadrobić zaległości w sprzątaniu, czy czymkolwiek innym.


Obaj są prawdziwymi Przytulakami.
A  to nasza Rodzinka w komplecie. O, własnie zauważyłam, że nad głową pojawiła mi się aureola... Czy to jakaś aluzja?:)

W tym roku kończę 33 lata i czuję, że w życiu osiągnęłam większość rzeczy, jakie chciałam osiągnąć. Mam wspaniałego Męża, dwóch cudownych, pogodnych i słodkich Synków, ukochany dom i ogród, mnóstwo miłości, wspaniałych Przyjaciół, na których mogę liczyć, wiarę w Boga, odkrywam w sobie wiele pasji i zainteresowań, teraz jeszcze ziściło się jedno z moich marzeń - powróciliśmy do tańczenia salsy. Pewnego dnia po cotygodniowym spotkaniu, jakie organizujemy sobie z gronem moich koleżanek mamusiek z dzieciakami, wróciłam do domu, wspominając jak dobrze się bawiłam z dziewczynami. Jedna z nich opowiadała jak zaczęła z mężem tańczyć tango. Słysząc to powiedziałam, że marzy mi się powrót na salsę, ale do Krakowa mamy za daleko, a w okolicy nie ma żadnych kursów. I co? Przychodzę do domu, za jakieś dwie godziny otwieram Facebooka, a tam... ogłoszenie odnośnie salsoteki 5km od nas! I tak okazało się, że kurs ruszył w połowie stycznia. Póki co uformowała się tylko jedna grupa, więc mogliśmy dołączyć do aktualnej grupy i przypomnieć sobie wszystkie figury, które tańczyliśmy jak się okazuje 10 lat temu (!!!). I trochę się stresowałam, czy przypomnimy sobie chociażby podstawy, ale mięśnie jednak wszystko pamiętają i po pierwszych zajęciach wychodząc z budynku aż krzyknęłam z radości, bo czułam, że żyję, że nie tylko ciało mi zatańczyło, ale i dusza. Tak bardzo mi tego brakowało. I wreszcie marzenie się spełniło.

A więc mam ten Chrystusowy wiek, włosy już dawno mi siwieją, zmarszczki robią się pod oczami, kręgosłup i kolana czasem dokuczają, a ja czuję się spełniona. I teraz zastanawiam się czego chcę od życia oprócz wychowania moich Synów na dobrych ludzi. I wiecie co? Myślę, że chcę po prostu być, żyć i cieszyć się każdą chwilą. Chcę kochać i czuć miłość każdego dnia. Chcę łapać chwilę i trzymać ją w dłoni jak złapanego motyla. Chcę, aby czas nie przeciekał mi przez palce, abym mogła nie biec za czymś niedoścignionym jak inni wokół mnie. Chcę się nudzić od czasu do czasu. Chcę się cieszyć Mężem, Synkami, naszą Rodziną. Patrzyć jak rosną nasze Pociechy, jak się rozwijają, uczą nowych rzeczy, jak się potykają i wstają. Chcę się z Nimi śmiać i z Nimi płakać. Chcę chodzić do lasu po grzyby i zupełnie bez powodu, po prostu powdychać świeże powietrze, dotknąć drzew i poczuć naturę. Chcę robić zdjęcia i zatrzymywać w obiektywie ulotne chwile. Chcę tańczyć z moim Mężem, niekoniecznie do muzyki. Chcę się wtulać w Jego tors, zasypiać przy Nim i widzieć Jego twarz jaką pierwszą rzecz, gdy budzę się rano. Chcę cieszyć się ogrodem, każdą rośliną, całym naszym otoczeniem. Chcę tworzyć nowe rzeczy i dać upust kreatywności. Chcę się rozwijać jako człowiek, matka, żona, przyjaciółka, kobieta. Ale bez tych wszystkich sztucznych nacisków zewnętrznych, bez podążania za niewolniczą modą, za tym co chcą inni. Chcę dbać o zdrowie swoich i najbliższych, chcę próbować nowych kulinarnych rzeczy, chcę wydawać przyjęcia, przyjmować Gości, celebrować nasze urodziny i rocznice. Chcę też chwili całkowicie dla siebie, picia gorzkiej kawy z mlekiem w totalnej ciszy. Chcę sprawiać radość moim Najbliższym, chcę, żeby uśmiechali się za moją przyczyną. Chcę oglądać romantyczne komedie z moim Mężem i trzymające w napięciu thrillery. Chcę ogrzewać się przy cieple kominka i pić herbatkę z rumem w zimowe długie wieczory. Chcę dbać o dom, jego czystość i dekorować go sezonowo. Chcę śmiać się z żartów Grzesia i wygłupiać z dziećmi. Chcę słyszeć ich śmiech, chcę czuć zapach ich skóry, chcę przytulać i całować. Chcę wieszać nowe zdjęcia w stare ramki na ścianie. Chcę leżeć na kocu w ciepłą letnią noc i patrzyć  w gwiazdy, niekoniecznie sama. Chcę grać w planszówki z moimi Chłopcami, gdy już będą na tyle duzi. Chcę całować ich na dobranoc. Chcę mieć czas na ważne rzeczy, chcę być dla moich Mężczyzn wtedy, kiedy będą mnie potrzebować. Nie chcę żałować, że nie miałam czasu Ich wysłuchać, przytulić, nauczyć, pocieszyć, po prostu być. Nie chcę żałować, że coś przegapiłam. Nie chcę mieć nowego iphona (czy jakiegokolwiek!), drogich ciuchów i kosmetyków, robić durnych dziubków na instagramie, piąć się po trupach, gonić za pieniądzem, mówić przyjaciołom "nie mam czasu", a marnować go na coś, co nie będzie się liczyć, kiedy już będę żegnać się z tym światem.

III. Imieniny
Wiecie co, zrobiło się już późno i w zasadzie wszyscy moi Mężczyźni, duzi i mali już śpią, więc nie marnując czasu po prostu pokażę Wam zdjęcia. Od jakiegoś czasu robimy dwudniowe imieniny i urodziny, bo sama Rodzina Grzesia jest pokaźna, a u nas w salonie aż tak wiele miejsca znowu nie ma i wygodniej jest rozdzielić Rodzinę od Przyjaciół. Wyzwaniem jest przygotowanie odpowiedniej ilości jedzenia na dwa dni, ale póki co daję radę. Uwielbiam gościć u siebie Bliskich, częstować ich smakołykami, które sama zrobię. I kocham celebrować dobre momenty. Kiedyś nie miałam takiej możliwości, ale odkąd mamy własny domek, postanowiłam tego nie zaniedbywać. Owszem, wieczorem padam z nóg, ale wiem, że i tak warto. Zapraszam na zdjęcia, może coś podpatrzycie dla siebie. Ja natomiast znikam wtulić się w Męża i zregenerować siły, zanim znowu będę musiała wstać do Nikosia na nocne karmienie.