niedziela, 31 stycznia 2016

Zaległe zdjęcia:)

  Zdaje się, że nie pokazałam Wam małych metamorfoz moich wiklinowych wytworów, dlatego naprawiam błąd. Dziękuję Wam bardzo za przemiłe wiadomości, duży odzew na mój poprzedni post. Dzięki Wam wiem, że wszystko ze mną w porządku i takie obawy o Maleństwo są normalne dla matek.
  Wracając do wikliny papierowej - tak wyglądał koszyczki w łazience przed malowaniem:
A tak wyglądają teraz. Dodatkowo pod pokrywką tego z lewej umieściłam zdjęcie Tadzia:)
A te drobiazgi również zmieniły swoje oblicze...
 I teraz wyglądają tak:

 Studnie zrobiłam w dwóch wersjach. Która bardziej Wam się podoba? Pamiętam jak główkowałam jak je wykonać z wikliny. To było małe wyzwanie, szczególnie daszek studni. Jedna z nich była żółta, druga czerwona, teraz obie są bielutkie.
 W tym koszyku trzymam materiały zakupione okazyjnie na ciuszkach, z których coś kiedyś stworzę.
 Ten koszyk również wypełniony jest różnymi zdobyczami.

 I tyle na dzisiaj kochani, miłego dnia:) Tadzio waży 6,5 kg i ma się dobrze, właśnie sobie drzemie, a ja spróbuję dokończyć moją kawkę.
 


czwartek, 28 stycznia 2016

Obawy

   Witajcie kochani. Dzisiaj może nietypowy post, bo podzielę się z Wami moimi ostatnimi może bezpodstawnymi lękami. Niejednokrotnie słyszałam o potwornych śmierciach łóżeczkowych, które ciężko wytłumaczyć. Mój Grześ znalazł przerażający artykuł o śmierci dwumiesięcznego niemowlaka, który miał chrzest w ten sam dzień, co Tadzio. Co prawda oboje z rodziców mieli promile we krwi, jednak była też babcia (podejrzewam, że trzeźwa), która nakarmiła bobasa, położyła na wersalce o 19.00, a o 20.00 bobas już nie żył... Coś potwornego..Nie mogę sobie wyobrazić co mogą czuć rodzice i babcia tego maleństwa...  Nie jestem w stanie nawet pomyśleć, co by było gdyby coś podobnego przytrafiło się nam. Po prostu nie jestem w stanie. Tutaj więcej o tym zdarzeniu:
http://www.rmf24.pl/goraca-linia/wasze-fakty/news-tragedia-w-swidnicy-dwumiesieczne-dziecko-zmarlo-po-chrzcina,nId,2078575
   I ostatnio chyba za bardzo panikuję, bo w nocy mam koszmary, że mój Tadzio został porwany, budzę się po kilkanaście razy i sprawdzam, czy oddycha... Czy Wy też tak macie lub mieliście? To chyba nie jest normalne, ale nawet jak Tadzio ma drzemki w dzień i nie słyszę żadnych dźwięków pochodzących z jego usteczek, to wpatruję się, czy klatka piersiowa się porusza... Mam nadzieję, że nie wpadłam w jakąś paranoję.

   A zmieniając temat na przyjemniejszy... Niedługo Walentynki i z myślą o nich zaczęłam pracować nad serduszkami do dekoracji domku, a może także do obdarowania najbliższych:) Robię je kiedy Tadzio sobie drzemie lub zajmie się sobą na macie albo w bujaku. Jest naprawdę cudowny i grzeczniutki. Woła jak zrobi siusiu, kupkę, jest głodny albo chce mu się spać lub jest mu już niewygodnie. 
   Wracając do serduszek - poniżej proces ich powstawania. Najpierw zszyłam dwa kawałki aksamitnego w dotyku materiału, ale stwierdziłam, że czegoś tu brakuje... Dlatego wycięłam kolejne dwa białe serca mocując je do materiału. Wciąż nie byłam zadowolona z efektu, więc dodałam jeszcze dwa serduszka z ciekawą teksturą i zawiązałam kokardkę. W ten sposób serduszko można będzie gdzieś zawiesić. Moje powędrują w miejsce gwiazdek na koło z leszczyny powieszone pod sufitem, kiedy już wszystkie dekoracje świąteczne znajdą się w kartonach na strychu (jak dobrze, że go mamy!).
 Poniżej serduszka prawie gotowe - wciąż brakuje im kokardek. Wkrótce zawisną nad stolikiem w salonie.


Miłego wieczorku:)

środa, 27 stycznia 2016

Filmiki:)

   Dobry wieczór kochani. Od dwóch nocy śpimy wreszcie w naszej głównej sypialni, a Tadzio dzielnie śpi w kołysce. Odkąd wróciłam ze szpitala spaliśmy na dole, głównie ze względów praktycznych - tak było wygodniej, ale i zdrowotnych - nie mogłam za bardzo się przeforsowywać, a pokonywanie schodów świeżo po operacji nie było dobrym pomysłem. Teraz jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby powrócić do spania na górze. I na razie się udaje:) Tadzio zasypia różnie - czasem koło 21, czasem 22, czasem 23, ale potem już śpi jak zabity i muszę budzić Go na karmienie około 2 lub 3 w nocy. Potem znowu grzecznie zasypia i śpi do około 6, kiedy mamy kolejne karmienie, a potem to już i tak wstajemy, bo Grześ idzie do pracy.
   Zważyliśmy dziś Tadzia na naszej domowej wadze, wyszło nam 6,4kg!
A teraz kilka filmików z moim Szkrabem.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

24.01.2016 - Chrzest Święty Tadzia

   Kochani, obiecałam relację ze chrztu w następnym poście, a ja obietnic dotrzymuję:) Będzie kilka zdjęć, ale tylko takich, na których nie pokazane są osoby trzecie z uwagi na poszanowanie Ich prywatności.
   Tadzio od samego rana był istnym Aniołkiem, nawet nieprzyjemny rytuał ubierania zniósł dzielnie, męsko. Grześ stwierdził, że przecież w On wie, że w muszce płakać nie przystoi. Ubraliśmy Go w kilka warstw, bo co prawda kilkunastostopniowych mrozów na szczęście nie było, jednak wciąż ten 1 stopień oznaczał, że w kościele będzie naprawdę zimno pomimo włączonego ogrzewania. Tak więc Tadzio miał na sobie body, rajtuzy, białą koszulę, białe spodenki, ciepłe buciki, ciepły rozpinany sweterek z kapturem, ciepłą czapeczkę i na to wszystko biały kombinezon. Wsadzony do nosidełka okryty został jeszcze dwoma kocami.
   I naprawdę jestem w szoku, bo modliłam się, aby nie płakał bardzo podczas chrztu, ale klasy, jakiej zaprezentował nasz Synek nawet się nie spodziewałam. Tadzio przespał całą Mszę Świętą, a po kazaniu, kiedy Grześ wyciągnął Go z nosidełka i przekazał mi do trzymania, Tadzio wciąż słodko spał. Mało tego! Podeszliśmy po księdza, rozpoczął się chrzest i nawet polany trzykrotnie wodą święconą Tadzio jedynie otworzył na moment oczka, popatrzył na nas i na księdza, a następnie z powrotem zapadł w uroczy sen! Nawet ksiądz był w szoku, stwierdził, że Tadzio nawet nie wie co się wokół Niego dzieje. Niesamowite dziecko... Byłam pewna, że polanie czółka wodą wybudzi Go kompletnie i wprawi w głośny krzyk, ale nic takiego się nie stało... Tadzio spał w najlepsze, kiedy takie ważne rzeczy się działy. Możecie sobie wyobrazić jak dumna z Niego byłam.
   Oprócz tego to były chyba najdłuższe minuty w ostatnich miesiącach dla mnie. Trzymanie ponad 6ciu kilo w niewygodnej pozycji i w stresie nie było najłatwiejsze. Pod koniec już trzęsły mi się ręce i miałam nadzieję, że wytrzymam do końca. Klocuszek z Niego!
    Po Chrzcie pojechaliśmy wraz z Gośćmi do Restauracji na świętowanie przepięknej uroczystości. Było 27 osób, jedzenie było przepyszne, najbardziej smakował mi rosołek, dawno takiego dobrego nie jadłam. Na drugie danie był kotlet devolay z wylewającym się masełkiem, puree ziemniaczanym i zestawem surówek. Był też barszcz z krokiecikiem, torcik, zimna płyta z dwoma rodzajami sałatek (jarzynowa i gyrosowa), wędlinkami, śledzikami oraz galaretami, a także mnóstwo ciast - część z nich Grześ zamówił w cukierni, a resztę upiekłam ja w piątek. Zrobiłam 4 brytfanki placków, podczas gdy Ciocia Wiola - Mamusia Chrzestna opiekowała się Tadziem i miała swój debiut w przewijaniu Bobasa (zdała celująco:) ).Oprócz tego napoje, soki, winko i oczywiście jak to na polskich uroczystościach - wódka. Tadzio musiał zadowolić się mamusinym mleczkiem.
   Również w restauracji mój Synek zachowywał się niesamowicie. Przespał jeszcze dwie godzinki, dając mamie spokojnie zjeść i porozmawiać z Gośćmi, obudził się dopiero po 14 (Msza była o 11). Pani kelnerka powiedziała, że takiego dziecka jeszcze nie mieli. Tadzio uśmiechał się do wszystkich, zapłakał tylko raz jak zrobił siku i potem drugi, jak już zbieraliśmy się do wyjścia o 18.00 i trzeba było Go ubrać. Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu jak grzeczny był.
    A teraz kilka zdjęć:) Poniżej jeszcze w domu, podczas ubierania.
 Taki jestem przystojny:)

 Tutaj już wpakowany do nosidełka, za chwilkę przykryjemy Go kocami i wyjdziemy do kościoła

 Poważna mina, jakby wiedział co się będzie działo...
Tutaj już w kościele, Tadzio słodko zasnął.
I ważna chwila... Tadzio wciąż śpi...
 Mój kochany, dzielny Synek.
 Powrót do ławeczki i wciąż śpimy...
 Już w restauracji - wciąż twardy sen. Ktoś się śmiał, że dodałam do mleczka środków usypiających...
 Torcik Tadzia.
W końcu pobudka:) Ile można spać!
 Mój kochany Przystojniak.
 Wtulony w mamusię...
 Uśmiecha się do każdego ze swoich Gości :)
 Baaardzo szczerze:)
 A kuku mamusiu, kto to robi zdjęcie?
 Dumna mama i dzielny Synek:)
Miłego dnia kochani:)

Mój mały kochany Kickboxer...

    Witajcie kochani. W niedzielę mieliśmy chrzest, ale o tym w następnym poście, kiedy już dojdę do ładu i składu ze zdjęciami. Na razie pokażę Wam te, które zrobiłam parę dni wcześniej.
    Ci, którzy mnie znają dłużej wiedzą, że w przeszłości przez 7 lat trenowałam kickboxing i był on wtedy ważną częścią mojego życia. Trenowałam praktycznie codziennie, aby dobrze przygotować się na zawody. Lało się naprawdę sporo potu, czasem łez, czasem krwi. Każdy sparing, każda walka była wyzwaniem, starciem przede wszystkim ze samą sobą, pokonywaniem własnego zmęczenia i własnych słabości. Było sporo stresu przed samymi zawodami, jednak kiedy stałam już na ringu i dźwięk gongu oznajmiał rozpoczęcie walki cały strach znikał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chodziło o to, by dać z siebie wszystko i cały czas iść do przodu. Moją obroną był zawsze atak, mój trener śmiał się, że jestem taranem, nie umiem się cofać, nawet jak spada na mnie seria ciosów. Uniki, bloki, zwody nie były moimi ulubionymi technikami, chociaż starałam się je stosować, aby zadowolić zmartwionego Trenera. Ja wolałam kopnięcia roundhouse, side-kick, front-kick, ciosy proste i sierpowe. 
   Czasem wracam pamięcią do wspomnień... W czasie ciąży uśmiechałam się jak Tadzio kopał w moim brzuchu tak silnie, że nie raz zginałam się prawie w pół albo musiałam wydać okrzyk. Śmialiśmy się z Grzesiem, że drugi kickboxer rośnie. I teraz też uśmiecham się, jak Tadzio leżąc przybiera postawę bokserską, ładnie trzymając gardę:) Poniżej znajdziecie kilka takich zdjęć. Miłego oglądania:)
 Mój mały kochany Kickboxer
 Garda jak się patrzy i ten odważny wzrok... :)









A teraz poważna minka:) Tadzio jest mistrzem wszelakich minek.
 I kolejna ciekawa minka:)
 A tu już nie wytrzymał i musiał się uśmiechnąć.

 O taaaaki jestem duuuuży:)
 I taaaki jestem wesoły:)
 Naśladuję Tatusia i słucham muzyki:)
 Podkradłem mamie okulary:)
 I piję sobie z ulubionej buteleczki:)
 I tak sobie odpoczywam na mamusi...


Taki jestem słodki :)
 Ćwiczę kręgosłupik, bo mama kazała.

Miłego wieczorku kochani:)

czwartek, 21 stycznia 2016

Tadzio elegancik oraz uchachane minki:)

Witajcie kochani. Co za śliczna pogoda dzisiaj - słoneczko, śnieżek prószy... Szkoda, że Tadzio jeszcze jest za malutki na sanki. Ale za rok będziemy mieć świetną zabawę.
Ostatnio mieliśmy wizytę księdza, więc Tadzio był wystrojony w białą koszulę:) Przygotujcie się na mnóstwo zdjęć.
 Tadzio prawie salutuje:)
 Tutaj zdziwiona minka:)
 A tutaj my:) Ja - szczęśliwa mama i on, wielki przystojniak (po Tatusiu:) )
 Moje dwa Skarbusie kochane. Słodkie Obydwa:)
 :*

 Tadzio na kolankach u Taty



No to zaczynamy serię uchachanych minek







 Nasze pierwsze dni na macie - Tadzio wreszcie naprawdę cieszy się na widok zabaweczek, interesują Go i potrafi się w nie długo wpatrywać.
 A tutaj ćwiczenia na brzuszku:) Staramy się robić je codziennie po kilka razy.


 I znowu szczęśliwy na kolankach u Tatusia:)
 


 W ramionach jednej z Babć:)
 Nie ma to jak zabawa z Tatą, On zawsze coś śmiesznego wymyśli.
I na koniec chciałam pokazać Wam co udało mi się w końcu dokończyć - małą czerwoną girlandę z choinek i gwiazdek. Przyda się bardziej za rok, bo teraz już Święta się kończą...