czwartek, 27 lipca 2017

Nikoś rośnie jak na drożdżach, a Tadzio codziennie pokazuje jak bardzo Go kocha.

Nikoś ma już 7 tygodni, w poniedziałek szczepiliśmy go 5w1 oraz druga dawka na żółtaczkę. Okazało się, że waży aż 6,5 kg! I mierzy 60cm. Jego Braciszek w tym samym wieku ważył 5,9kg, co już było wiele. Nic dziwnego, że boli mnie kręgosłup:)
   Tadeuszek z kolei waży niecałe 15 kg i ma 90cm. Dzielnie zniósł szczepienie, a potem czekał na Braciszka jeżdżąc na jeździku po korytarzu.
   Dzień mija mi na opiece nad dwoma rozkosznymi Synkami. Nie ukrywam, jestem zmęczona, chociaż bardzo szczęśliwa i doceniam to, co  otrzymuję każdego dnia. Ale długotrwałe zmęczenie i nie wyspanie jest, nawet pomimo tego, że Nikoś sypia w nocy, przerwy między karmieniem nocnym czasem wynoszą 4, 5 godzin, ale wciąż jest to dla mnie sen przerywany, nie do końca regenerujący moje ciało. W dodatku gdy Tadeuszek śpi w dzień, to Nikoś niekoniecznie pragnie usnąć w tym samym momencie, a byłaby to chwila, kiedy mogłabym zrobić coś, czego zrobić nie mogę, gdy oboje nie śpią (chociażby krótka drzemka!). Właśnie teraz tak mam - Tadeuszek wymęczony gorączką (od wczoraj, prawdopodobnie od szczepienia), usnął słodko, a z Nikosiem mam problemy. Dopiero teraz się poddał, ale zaraz będzie pora karmienia i kolejne 40 minut nie moje...Będę mieć nadzieję, żeby Tadzio nie obudził się podczas karmienia Nikosia, bo lubi się do mnie przytulać, kiedy wchodzi mu żółteczko po drzemce...
   Czas na ogród mam jedynie wtedy, kiedy Grześ wróci z pracy i jeśli przejmie opiekę nad Bąbelkami. A i tak o tej już porze energii zostaje niewiele, więc też niewiele udaje się zrobić. 
   Od jakiegoś czasu marzy mi się siłownia, tak 2, 3 razy w tygodniu... Może gdy uśmiechnę się do przyszłej Matki Chrzestnej Nikosia, będzie to możliwe... Zobaczymy. Brakuje mi takiego ruchu, wybiegania się, wyładowania.
   Ale dosyć już gadania, zapraszam na zdjęcia, do których miło nam będzie wrócić za kilka lat i przypomnieć sobie jak to było, gdy nasze Szkraby były małe, bo czas tak szybko mija...

 Nikoś coraz częściej się uśmiecha, a ja napawam się Jego radosnymi oczkami i różną mimiką twarzy. Tadzio natomiast kocha wszelkie autka, mówi na nie "toła".

 A poniżej trzy najcudowniejsze według mnie zdjęcia, na których udało mi się chociaż w części ująć miłość, jaką pała do Nikosia Tadzio...

 I moje ulubione - gdy delikatnie pochyla się i całuje młodszego Braciszka w czoło... Rozczulające totalnie!
 Nikoś jest szczęściarzem mając takiego kochającego Braciszka.
 Minki minki, słodkie minki.

 Śmiejemy się do mamy :)
Leżenie na brzuszku - obecnie Nikoś wysoko unosi główkę, ma bardzo dużo siły.


Tadzio znowu interesuje się Braciszkiem, daje mu "cześć" oraz przytula.

Tutaj Nikoś z Babcią.

 I z Tatusiem... Uwielbia być noszony w ten sposób. Ja również lubię czuć jego policzek przy swoim. Często skreca główkę w moją stronę i wącha mnie noskiem tak uroczo.


Gdy śpi zupełnie przypomina Tadzia, gdy był malutki.





Czasem jeździmy z Grzesiem i Tadziem nad Wisłę odkąd Grześ zakupił Suzuki i zdobywa teren. Tadzio czerpie radość z wrzucania kamyków do wody. Nie udaje mu się rzucać daleko, ale i tak ubaw jest po pachy.

Po lewej krwawnica, która uwielbia takie podmokłe tereny.


A teraz wkraczamy do ogrodu... U nas lipiec jest bardzo suchy, podczas gdy w całej Polsce tak często leje...
 Tadzio sprawdza co znajduje się w czajniczku. Wie, że mama nie lubi, gdy przedmioty z rabatek zmieniają miejsce, więc szybko odkłada pokrywkę na swoje miejsce. Kochany jest.
 Tadzio z jeżówkami, które kocham.
 Mój Bąbelek nauczył się wąchać każdą roślinkę, nawet jeśli nie ma ona kwiatów:) Jeżówka niestety nie pachnie, a szkoda.
 Przytulaski z mamusią.
 Mam mało zdjęć z samą sobą i ogrodem, więc postanowiłam to zmienić. I jak sobie przypomnę, to poproszę Mężusia o cyknięcie jakichś.
 I jeszcze jedno, z moją ulubioną hortensją limelight na pniu.
A tak wyglądała ta hortensja kilka dni przed zdjęciem - cała limonkowa, według mnie równie piękna.

Poniżej Little Lime, miniaturkowa wersja limelight, bardzo udana, kwitnie obficie.
 Rozwar - bylina, która na wiosnę wygląda całkowicie niepozornie, późno wznosi się w górę, ale pięknie kwitnie, wielkimi dzwonkami. Zbiorę z nich nasionka, w zeszłym roku tak zrobiłam i udało mi się wyhodować nowe rośliny z nasion, które pewnie zakwitną w przyszłym roku.
 Jeszcze raz jeżówka - w odmianie zwykłej i pełnej.
 A to najnowszy zakup - róża Best Impression
 Wygląda ślicznie. Zapach niestety nie jest tak intensywny jak w przypadku Gardener's Friend (inaczej Fishermans Friend, róża wyhodowana przez Davida Austina w 1987 w Anglii), ale nadrabia wyglądem. Dla niej oraz dla róży Johann Wolfgang van Goethe zrobiłam na szybko dodatkowe, małe półokrągłe rabatki, zasiliłam je nawozem i wymieszałam ziemię uniwersalną z gruntową. Potem solidnie podlałam wodą z dodatkiem biohumusu i mam nadzieję, że z roku na rok będą coraz piękniejsze. Powtarzają kwitnienie, co mnie cieszy.

Oba miejsca dla wspomnianych róż znajdują się po dwóch stronach warzywnika. Poniżej Johann Wolfgang van Goethe.

Niestety nie zrobiłam kwiatu w powiększeniu, może następnym razem.

A to słoneczko za kilka złotych, spryskałam sprayem na srebrny kolor i wetknęłam w rabatę. W przyszłym roku pewnie zmieni lokalizację, póki co jest tutaj.
 Rabata przy domku narzędziowym rośnie wolniutko, drzewka się nie spieszą, jedynie wiśnia Amanogava wypuściła tak wiele długich pędów, że musiałam ją podciąć, aby formować na drzewko kolumnowe.
 Jeżówkowo...
 Na pierwszym planie miododajny przegorzan, uwielbiany przez motyle, trzmiele i inne owady. Jest dosyć wysoki i kujący, wiele osób myli go z ostem.
 A to najnowszy nabytek - miedziana fontanna  w formie drzewka.
 Grześ musiał się zamoczyć w oczku, żeby ją zamontować.
Wóz każdego roku wiezie inne kwiaty. W tym roku jest to szałwia czerwona. W pierwszej doniczce jest tak licho, bo nie zauważyłam, że otwór odpływowy jest zatkany i rośliny długo stały w wodzie, dlatego korzonki im podgniły... Przez długi czas podlewał Grześ, więc ja tego nie widziałam. Dopiero gdy zaczęłam zastanawiać się co jest przyczyną kiepskiej kondycji roślin podeszłam bliżej i zagadkę rozwiązałam...
   W przyszłym roku znowu postawię na pelargonie jako rośliny jednoroczne do donic. Jednak tym razem będą to te wielkokwiatowe, bo te, które zakupiłam w tym roku nie są aż tak efektowne jak te sprzed dwóch lat. Również fioletowa werbena zwisająca raczej nie pojawi się u mnie za rok, o wiele lepsze będą surfinie do wysokich donic. 
 Szałwia czerwona znajduje się również na parapecie kuchennym wraz z koszyczkami pełnymi cebulek z Biedronki. Jedne z nich już kwitły, teraz kolej na następne, nazwy niestety nie znam.

Hortensja Grandiflora na pniu pięknie rozkwita.
 Ucieszyłam się, bo brzoza, którą posadziłam trzy lata temu przy domu, wreszcie zmienia kolor pnia na biały, który tak bardzo mi się podoba. Po prostu zrzuca starą skórę ukazując uroczą, śniadą nóżkę.

 A to różne odmiany jeżówek. Tak, uwielbiam je.
Poniżej jeżówka podarowana przez jedną panią sprzedającą na targu. Kopana u niej z gruntu przyjęła się bez problemu.

Jedna z przepięknie pachnących lilii na tarasie. Szkoda, że tak szybko przekwitła...
 Berberys Admiration.
 Smotrawa o kwiatach podobnych do słoneczka. Potem ich środki przebarwiają się na czarno, jak zaobserwowałam.
 Nie zabrakło też babcinych floksów...
 Pysznogłówka niska - urzekł mnie jej kolor, więc ją zakupiłam ostatnio.
 Zakupiłam także przetacznika Royal Candle oraz uroczy dzbaneczek.
 Perowskia po prawej  wymaga w tym roku podpórki, gdyż za bardzo wylega mi na jedną stronę. Poradziłam sobie z nią wtykając wygięty w łuk drut zbrojeniowy, jaki został mi po budowie.
 Hortensja ogrodowa od Babci J. Kwitnie w tym roku obficiej niż w zeszłym.
 A to mój Robaczek Rozkoszniaczek w swoim domku.
 Jak zwykle pogodny i gotów do psot.

 Tadzio daje "cześć" brzozowemu panu, jednak ten wydaje się nieskory do przywitań...
  
Miłego dnia wszystkim:)