sobota, 10 lutego 2018

Powrót do przeszłości...kickboxing, ale nie tylko.

   Dlaczego taki tytuł? Otóż postanowiłam wyciągnąć moje medale z zawodów w kickboxingu, które do tej pory kurzyły się gdzieś głęboko w czeluściach szafy, niemalże ze wstydem schowane przed okiem odwiedzającego. Nie chciałam, aby były widziane, swojego czasu długo wisiały na mojej ścianie, gdy jeszcze trenowałam. Widok ten tak mi zbrzydł, że długo nie mogłam na nie patrzeć. Same treningi były tak wyczerpujące, że w połączeniu z ogromem nauki oraz dorabianiem pierwszych w życiu pieniążków, spowodowały, że w końcu mój organizm powiedział dosyć. To, co kiedyś tak kochałam przestało sprawiać mi przyjemność, stało się zwykłym obowiązkiem, jaki musiałam podejmować każdego dnia, aby dobrze przygotować się do każdych zawodów.  Codzienne katorżnicze treningi, dbanie o kondycję, o wagę w połączeniu z intensywną nauką doprowadziły mnie do podjęcia decyzji, że z czegoś trzeba zrezygnować. Chciałam też mieć życie prywatne, a poświęcenie się kickboxingowi wymagało wielkiej dyscypliny i nie zawsze na wszystko był czas. Dlatego po kilku latach solidnych treningów zakończyłam przygodę z kickboxingiem, a wszystko, co się z nim wiązało, wylądowało głęboko w szafie. Chciałam o tym zapomnieć.
   I udało mi się, aż do teraz. Na Facebooku kibicuję moim Kolegom oraz Koleżankom, które w dalszym ciągu konsekwentnie trenują i rozwijają się. Niektórzy wciąż startują w zawodach i wygrywają, wzbudzając radość i dumę w moim sercu, bo pamiętam ich początki i jak razem ćwiczyliśmy. Wspaniale jest móc oglądać jak daleko zaszli. Odezwała się we mnie mała tęsknota za kickboxingiem, który przecież tak bardzo kochałam zanim stał się tylko przykrym i ciężkim obowiązkiem.
   Dlatego wyciągnęłam niektóre z medali i postanowiłam oprawić je w ramę, bo w końcu jest to kawałek mojej historii, której do końca wymazać się nie da. Rama gotowa, jednak nie ma jeszcze swojego miejsca. 
   Kiedyś, gdy moi Chłopcy dorosną pokażę im techniki kickboxingu, zrobimy sobie razem trening i znów poczuję tą pozytywną energię. Bo tego się nie zapomina. Gdzieś na strychu, w torbie treningowej czekają moje rękawice. Czekają na odpowiedni moment.
   Pamiętam, że najtrudniejszym wyzwaniem podczas zawodów była dla mnie walka z zawodniczką, którą osobiście znałam i lubiłam. Nie miałam serca robić jej krzywdy, to była moja pięta achillesowa - bardzo ciężko walczyło mi się z koleżankami, a przecież na ringu nie ma miejsca na skrupuły i sentymenty jeśli chce się wygrać. Pamiętam, że długo się tego uczyłam. Dopiero po jakimś czasie udało mi się oddzielić przyjaźń od walki na ringu.
   Ale wróćmy na ziemię... Już nie jestem zawodniczką, już nie walczę z przeciwniczkami. Teraz jestem matką na pełen etat i walczę z upartym przemęczeniem. I z tego już tak łatwo się nie wypiszę:) Więc aby moje macierzyństwo takie nudne nie było, ciągle wynajduję nowe rzeczy, które dają mi radość i satysfakcję.
   Ostatnio na przykład ponownie upiekłam torta, tym razem dla Babci J., która miała urodziny.

 Potem zrobiłam już chyba ostatnie zimowo-świąteczne ozdoby - poduszkę z reniferami....
oraz bombki z miniaturkami zdjęć. Będą jak znalazł na następny rok. Jedną sobie zatrzymałam, reszta trafiła jako prezent do członków Rodziny. Tak naprawdę ten pomysł zrodził się w mojej głowie zupełnie przypadkiem... Wywołałam wiele zdjęć, a firma, która się tym zajmowała przysłała wraz z odbitkami indeksy do każdej serii 25ciu fotek. Tak więc nie chcąc wyrzucać tych miniaturek wymyśliłam, że nakleję je na bańki.


Powoli żegnam zimę i wprowadzam wiosenne akcenty do domu....
 Udało mi się zdobyć za grosze taką oto uroczą skrzyneczkę, którą wypełniłam fejkami z IKEI.

Kolejny prezent zapakowany, tym razem posłużyłam się pudełkiem po butach, które zapakowałam w szary papier.

A moje Chłopaki? Rosną, rozwijają się, śmieją, wypełniają swoją energią cały dom. A ja każdego dnia dziękuję Bogu za szczęście, jakie mnie spotyka. i proszę, by mi go nie odbierał.


Nikoś powoli zaczyna już raczkować. Póki co lepiej wychodzi mu przemieszczanie się do tyłu.



Uśmiech rzadko schodzi z Jego buźki. 
Ostatnio pokazywałam Wam jakie muszki i krawaty uszyłam Tadziowi i Nikosiowi, teraz mam okazję pokazać jak wyglądają na żywym organizmie:)


 Nikosiowi muszka nie przeszkadzała wcale a wcale.
 Czego nie da się powiedzieć o Tadziu - nie mógł się doczekać kiedy ją ściągnie.
 Jedyne zdjęcie, jakie udało mi się zrobić im oboje, zanim Tadzio postanowił zdjąć swoją muszkę.
Tadeuszek to mały Łobuziak. W głowie Mu psoty, ale jest przy tym taki słodki. Uwielbiam w Nim to, że ciągle przybiega do mnie i tuli się. Taki z Niego Przytulak. Coraz więcej też mówi, całymi zdaniami. Każdego dnia zaskakuje nas czymś nowym. Wciąż mówi też po swojemu, czasem powtarza jedno słowo, a ja nie wiem o co Mu chodzi, ale każdego dnia robimy krok do przodu, co jest najważniejsze. Tak się kiedyś martwiłam, że jeszcze nie mówi... Teraz sen z powiek spędza mi nie tylko Nikoś jedzący co trzy godziny (kiedy wreszcie prześpię nockę???), ale też uparty Tadzio, który tak bardzo przywiązał się do pampersów, że nawet z kompletnie ciężkim potrafi bawić się doskonale. Zdaje się, że na wszystko przyjdzie czas. Oby tylko Tadzio nauczył się wszystkiego co potrzeba zanim we wrześniu pójdzie do przedszkola (o ile się dostanie).



A my z Grzesiem mamy kolejną udaną randkę za sobą. Tym razem odwiedziliśmy restaurację Zielona Pietruszka na ul. Starowiślnej w Krakowie. Polecam, bo jedzenie przepyszne i świeżutkie, obsługa miła, otoczenie przyjemne, jest cicho i przytulnie.

Tadeuszek wciąż uwielbia wszystko, co związane z motoryzacją. Potrafi godzinami nosić różne autka z miejsca na miejsce.

Gdy ściągaliśmy ozdoby świąteczne, Tadzio bardzo zaangażował się w rozbieranie choinki. Cudowny widok, już nie mogę doczekać się kolejnych Świąt, bo wiem, że wtedy będzie starszy, mądrzejszy i więcej z tego wszystkiego skorzysta. Póki co kocham to w Nim, że lubi mi pomagać we wszystkim.


Cieszę się, bo wraz z innymi mamami dzieciaków w różnym wieku udaje nam się regularnie ostatnio spotykać. Jest to dla mnie prawdziwa odskocznia, której potrzebuję, by nie zgnuśnieć do reszty w tym domu:)
Miłego weekendu wszystkim.