wtorek, 30 września 2014

Regipsy cd....

Prace z regipsami postępują... Dwa pokoje wyłożone, trzeci - ułożone profile.


    Ja natomiast zakupiłam na Allegro 34 sztuki gniazdek podwójnych, 8 pojedynczy, 14 sztuk wyłączników podwójnych (wszystko system Ecolumen), za co zapłaciłam 277 zł. Oszczędziłam mnóstwo pieniążków, ponieważ kupując w Castoramie, musiałabym wydać około 500 zł. Tak więc opłaciło się pogmerać w sieci.
   Od koleżanki otrzymałam kilka przepięknych mieczyków, widziałam jak kwitną, teraz muszę zasuszyć cebulki, bo jak pewnie wiecie meczyki na zimę trzeba wykopywać, gdyż nie są mrozoodporne, w przeciwieństwie do np lilii.
   Jutro oboje z Grzesiem mamy wolne, już cieszę się na ten dzień... Będziemy mogli cieszyć się sobą i jednocześnie skorzystać z zapowiadanej ładnej pogody i coś porobić wokół domku...Trawa nieskoszona czeka...Elektryka na zewnątrz czeka...Ja jeszcze planuję poszlifować ostatnie krążki drewna oraz podkopać lekko pod okna balkonowe na tarasie i założyć czarną folię, aby dodatkowo odizolować dom od tarasu i zapobiec ewentualnym przesiąknięciom wody do środka. Oprócz tego zaplanowaliśmy znowu parę odwiedzin różnych specjalistów, a także wizytę w Krakowie. Muszę skontaktować się z Panem od barierek i podbitki i ustalić mniej więcej termin montażu.

poniedziałek, 29 września 2014

Regipsów cd, elektryka na zewnątrz oraz skrzyneczka - skończona

   Witajcie kochani, dziś króciutki post. Wujek dalej działa i montuje regipsy...Jeden pokój położony (jeszcze bez szpachlowania), w drugim, konstrukcja pod okna wykonana.


Tu jest nasza sypialnia....

 A tu mój dzielny Luby kładzie kabel pod oświetlenie domku... Zdecydowaliśmy się na lampki świecące zarówno w dół, jak i w górę. Lampki będą znajdowały się po obu stronach balkonów (po jednej na stronę), a po stronie wschodniej - będą trzy lampki i od północnej- dwie. Oprócz tego będzie również jedna lampka skierowana na taras i kabelek poprowadzony w peszlu, abyśmy mogli również zrobić oświetlenie wokół tarasu.

Skrzyneczka skończona:) Tak właśnie wygląda. Asiu, czytałam Twój poprzedni komentarz i pytanie:) Nie - to nie była jeszcze skończona skrzynka. U nas również teraz pojawiła się pajęczynka kabelków. Maciek, bardzo Ci dziękujemy za montaż całej instalacji :*
Dobranoc!

niedziela, 28 września 2014

Parę migawek

Dobry wieczór kochani. Dziś parę migawek różnotematycznych:) Najpierw nasza huśtawka... Jakiś czas temu znalazłam na placu targowym piękny, indyjski materiał, potem cztery poduszki, w sumie za jakieś 20 złotych i stwierdziłam, że mogę wykorzystać je do mojej huśtawki, tym bardziej, że mam już niebieskawy pled. Nie umiem szyć, więc poprosiłam o przysługę Ciocię, która użyła swoich zdolności i wyczarowała mi te piękne podusie.


Mój Grzesiaczek z kolei sprezentował mi ten cudny kosz... Byliśmy w sklepie budowlanym i od razu rzucił mi się w oczy...W dodatku była przecena z 57 zł na 39zł... Powiedziałam głośno sama do siebie "nie mam dzisiaj urodzin, prawda?" Na co Grześ odpowiedział "nie potrzebujesz mieć urodziny, żebym Ci go kupił". Mam Męża Skarba, wiecie? Bo ja to wiem:) Od początku!
   Kosz spodobał się Wojtusiowi, jak widać poniżej. A ja już widzę umieszczone w nim dekoracje za rok, w naszym już skończonym domku...jabłka... dynie... orzechy...albo...

 albo kasztany:) Te akurat nazbieraliśmy z Grzesiem do Domu Pomocy Społecznej. Jutro postaram się wykonać z nich dekorację.
 A to mój "Michałek". Zaczyna kwitnąć.
 I na koniec zdjęcie z Niepołomic, gdzie byliśmy na Polach Chwały (polecam!). Chatka jest przeurocza...i te kwiaty przed nią...fantastyczne
Miłego wieczorku

piątek, 26 września 2014

Ogrzewanie...Wojtuś...Dynie ozdobne i fasolka patriotyczna

   Witajcie kochani.
   Nasz Pan Marian W. od całej hydrauliki i ogrzewania wyczerpał wszelkie zasoby mojej cierpliwości i wyrozumiałości... Mając dosyć jego zbyt wysokiego cenienia się oraz uporczywego naciągania, postanowiliśmy poszukać innego fachowca... Wciąż słyszałam od Pana Mariana W. niezmienny tekst "b-b-b-b-będzie pani z-z-z-z-z-z-zadowolona!", tylko jakoś do zadowolenia to jest mi daleko... Tak więc popytaliśmy ponownie znajomych oraz podzwoniliśmy na różne ogłoszenia. Jednego dnia przyszło dwóch panów, którzy popatrzyli na instalację, a następnie spytali dlaczego poprzedni pan już nie robi. Byłam szczera, jak zawsze i wytłumaczyłam na czym rzecz polega. Grześ spytał jakie odniosłam wrażenia, a ja jak nie często, nie wiedziałam do końca co mi podpowiada moja intuicja...Panowie byli zbyt powściągliwi i mało rozmowni, abym tak szybko mogła osądzić co o nich myślę. Tak więc powstrzymuję się od komentarza. Drugi natomiast Pan, który nas odwiedził, wprost mnie oczarował... Usta mu się nie zamykały, ale w dobrym tego słowa znaczeniu, z pasją odpowiadał na wszelkie moje pytania, cierpliwie tłumaczył i logicznie obrazował poszczególne rozwiązania. Widać było, że to było jego życie... Sam potem napomknął, że...uwielbia pracować nad trudnymi kotłowniami (!!!!), na co ja oczywiście ze strachem spytałam "czy moja jest trudna?". Pan zaśmiał się mówiąc: "o nie, Pani kotłownia jest prościutka". A ja odetchnęłam z ulgą. Kolejna rzecz, to coś, co wydawało mi się podejrzane w przypadku koncepcji Pana Mariana W.  Już tłumaczę o co chodzi... Pan Marian wymyślił sobie, że gdyby w kominku zagotowała nam się woda, to zostanie ona wypchnięta do 300 litrowego bufora... Ja wiedziałam, że już ekipa od solarów montować będzie u nas zasobnik 250 litrów, więc spytałam, czy chodzi o ten sam zbiornik. Pan Marian powiedział, że nie - mają być dwa zbiorniki, od solarów się nie nadaje... Wydało mi się to bardzo nielogiczne - po cholerę montować dwa zbiorniki po tyle litrów każdy, nie da się jakoś wykorzystać jednego? No ale przyznając pokornie, że doktoratu z kotłów kondensacyjnych, kominków i solarów nie robiłam, postanowiłam "zaufać" decyzji Pana Mariana... Natomiast Pan, który nas odwiedził, stwierdził, że to nie jest opłacalne rozwiązanie i że jak najbardziej można użyć tylko jednego zasobnika pod wszystkie trzy urządzenia - solary, kominek i kocioł gazowy... Czyli wyszło na moje - da się tak zrobić. Jedyne co musimy sprawdzić, to kompatybilność zasobnika montowanego przez naszą gminę z kominkiem i piecem. Problem powstanie, jeśli będzie to nieodpowiedni model. No ale zobaczymy...
    Wracając do tematu - Pan bardzo mi się spodobał, zaplusował również tym, że nie starał na siłę krytykować poczynań Pana Mariana, a wręcz niekiedy próbował go tłumaczyć w pewnych kwestiach (że na przykład może Pan Marian miał inną koncepcję, a nie potrafił jej wytłumaczyć, bądź też używa innego słownictwa na określenie różnych rzeczy). Bardzo poczciwie z jego strony.
    A teraz z innej beczki...Pojechaliśmy z Wojtusiem do weterynarza...I spełniły się moje obawy - Wojtuś to... kobietka! No ale przecież w epoce gender i różnych odmieńców, co będzie przeszkadzało, jeśli mój Wojtuś wciąż będzie nazywany Wojtusiem?:) Dwa razy pytałam Pana doktora, czy jest pewien, że to kobietka, oczywiście znając odpowiedź. No cóż... Wojtuś kotek został na zabieg sterylizacji, a ja wciąż próbuję się oswoić z myślą, że Wojtuś to tak naprawdę Wojtusia... Ale poważnie nie zamierzam zmieniać mu...jej imienia, ponieważ reaguje na Wojtuś lepiej niż na kici kici... A poza tym kto tam będzie wiedział, że to kobietka, przecież nie będzie nosiła stanika albo malowała sobie paznokci... Ale teraz przynajmniej rozumiem pociąg Wojtusia do kwiatów:)
   Drugi kotek, Bazylek niestety po raz drugi miał wycinanego guza, który najprawdopodobniej jest złośliwy...wysłaliśmy próbkę do laboratorium, będziemy wszystko wiedzieć za 6 tygodni. Najgorsze jest to, że ktoś z naszych sąsiadów strzelał do niego z wiatrówki, bo pod skórą miał śrut... Gdybym dorwała drania nie wiem co by z niego zostało...
   Zmieniając znowu temat, zrobiłam Grzesiowi dekorację jesienną do pracy... Uplotłam koszyczek, nakryłam serwetką, a następnie ułożyłam wyhodowane przez siebie dynie ozdobne. Dodałam kilka orzechów i dekoracja gotowa. Mam nadzieję, że Mu się spodoba.




   Będąc na placu targowym skusiłam się na zakup lilii (6 sztuk, Mussati, Beverly Dream i trzy inne bliżej nie oznakowane). Zobaczymy w następnym roku jak sobie u mnie poradzą.
   A w międzyczasie zbieram plony pewnej niezwykłej fasoli, którą z namaszczeniem przekazała mi moja Babcia, abym hodowała i rozmnażała. Jest to fasola niepodległości, inaczej zwana fasolą z orzełkiem. Jest jej naprawdę niewiele. Podczas zaborów jej uprawa była srogo karana. Udało mi się wyhodować na razie jeden krzaczek, a plony widzicie poniżej. Na kolejnym zdjęciu widać dlaczego nazywają ją fasolką patriotyczną - na każdej z nich widnieje orzełek, na niektórych również korona nad orzełkiem. Jest to niesamowity ryt zrobiony przez naturę. 




Zaczynamy z regipsami i skrzynką elektryczną.



  Ale najpierw piękne wrzosy, które dostałam od naszych ostatnich Gości - Gosi i Gucia:) Zasadzone przy starym pniu, który wykorzystałam z kolei na tulipany. W ten sposób będę wiedziała dokładnie gdzie znajdują się cebulki i po przekwitnięciu tulipanów będę mogła bez problemu odnaleźć cebulki.
    Poniżej natomiast nasza skrzyneczka elektryczna. Brat Grzesia dzielnie nad nią pracuje, powinna być skończona już niedługo, deklaracja gotowości instalacji została wysłana.
   

    Wujek Grzesia wraz z Darkiem dzielnie rozpoczęli pracę nad regipsami. Nieco poprawili profile, które montowałam, a na sufit dodali kolejną warstwę wełny Isover, 5cm, poprzecznie do położonej przeze mnie, będzie na pewno cieplej. Wysokość naszego sufitu będzie wynosiła mniej więcej 2,68m. Na wełnę zakładana jest oczywiście folia, na to dopiero idzie regips.



Poniżej natomiast musiałam Wam pokazać jak wiąż wygląda mój nachyłek amerykańskiej odmiany, Autumn blush... Wciąż kwitnie, końca nie widać i wciąż widoczne są nowe pąki...Jest niesamowity, a tak niepozornie wyglądał na początku lipca:

Teraz wygląda tak:
I jeszcze pokażę Wam moją różę na pniu...Barwy ma tak intensywne, że mój Canon nieco wariował. Większość listków już potraciła, ale kwiaty wciąż dumnie się prezentują.

wtorek, 23 września 2014

I po urlopiku... Wełna na suficie ułożona...

   I już po naszym króciutkim urlopiku...Szczawa przywitała nas i pożegnała słoneczkiem... Ale w powietrzu czuć już znaczne ochłodzenie, co nie napawa mnie radością. Bardzo żałowałam, że nie miałam ze sobą swojego Canona... Taka piękna okolica...takie cudowne stare drewniane chałupki z typowo wiejskimi ogrodami...pełno otoczaków, które tak cudownie zdobią... świeże powietrze, góry naokoło, muczenie krówek, tam gdzieś jedzie sobie pan na wozie pełnym siana... Sielanka. Mogłabym zrobić tak cudne zdjęcia i zatrzymać chwile na zawsze, jednak mój Braciszek pojechał na pokazy lotnicze w Ostrawie, więc użyczyłam Mu naszego aparatu. Ale następnym razem nie omieszkam strzelić tysiąca fotek.
   Wróciliśmy za to z moimi ukochanymi otoczakami nazbieranymi nad rzeką, ważą chyba ze sto kilo, a mi wciąż mało i mało:) Postanowiłam ozdobić nimi palisadkę na całej 40 parometrowej długości, więc trochę mi jeszcze brakuje. Ale powoli, powoli, nie od razu Kraków zbudowali... Najpierw myślałam, że po prostu zamówię otoczaki i będzie z głowy, ale prawie padłam zobaczywszy cenę... Jedna firma chciała za tonę (przy czym tona, to zaledwie kilkadziesiąt otoczaków o takiej średnicy jaka mnie interesuje, czyli 100-200mm) - uwaga...3000 zł. Stwierdziłam - nie, nie oszalałam jeszcze. Więc stopniowo będę gromadzić moje otoczaki. Będą dodatkowo cieszyć, bo własnoręcznie je wybierałam. Mój Grześ to tylko kręci głową, śmiejąc się, że do Szczawy to jeździmy głównie po otoczaki. Oj tam, oj tam:)
    Jeśli chodzi natomiast o nasze gniazdko, to wczoraj ułożyłam (sama!) reszte wełny na suficie. Jestem z siebie dumna, bo było to coś, co mnie tak troszkę przerażało - układanie wełny kompletnie poziomo nad głową... Grzesia nie było, bo w pracy, więc musiałam radzić sobie sama...I dałam radę. Zostawiłam jedynie przestrzeń nad klatką schodową dla Wujka, który będzie kładł regipsy, więc mając rusztowanie od razu włoży tam wełnę. Ja rusztowania nie miałam, a nie chciałam lawirować na drabinie na wysokości 4 m... Klatka jest niestety wysoka.
    Wpłaciłam też pieniążki na solary. Nasza gmina sporo dopłaca, jakieś 70%, więc zapłaciłam 4020 zł za dwa kolektory i zbiornik 250l, który ma wystarczyć dla rodziny typu A - do trzech osób. Montaż odbędzie się do 4 tygodni.
     Czekam na Pana Przemka i techników, ponieważ trzeba uregulować nasze okna, szczególnie te balkonowe, które lekko osiadły na zawiasach. 
    Ah, korzystając z okazji, Gosiu i Gucio, dziękuję Wam baaaaaaaardzo za przepiękne wrzosy! Jak wróciłam z urlopu, to czekały na mnie trzy, cudowne wrzosiki. Nie wiem, czy mam rękę do wrzosów, ale w czwartek, jak tylko będę znowu miała wolne, posadzę je w ogrodzie. Dziękuję kochani:*
   Kolejna porcja mięty została ścięta do suszenia, nasionka rzodkiewki i sałaty zebrane, nasionka mojej olbrzymiej liatri już prawie dojrzały, niedługo je zbiorę, dynie wciąż dochodzą kolorkami, a trawka rośnie już wolniej.
   Na zakończenie trzy fotki.... Pierwsza to roślinka - fiołek alpejski, którego dostałam od gospodyni w Szczawie na naszą piątą Rocznicę Ślubu:) Jest przepiękny, teraz już przekwitł, ale podobno miał setki kwiatów. Już zabrałam się za robienie z niego szczepek. A dwa kolejne zdjęcia przedstawiają Wojtusia:)



Wojtuś wącha cynie z mojego ogródka:) Chyba zaraził się miłością do kwiatów ode mnie.
  A jak oglądaliśmy finał Mistrzostw Świata w Siatkówce, to wtulony we mnie Wojtuś uciekał w popłochu za każdym razem kiedy krzyczałam z emocji. I udało się, nie tylko skopaliśmy Ruskom  i Brazylijczykom tyłki, ale i jesteśmy Mistrzami Świata:)

czwartek, 18 września 2014

Wylewka domku narzędziowego

   Witajcie kochani. Owocny dzień. Ogródek - okiełznany, udało mi się pozbyć chwastów oraz poprzesadzać różne roślinki i części z nich się pozbyć.
    Gdy mój Luby przybył - razem dokończyliśmy wylewkę domku. Zdjęć Wam niestety nie pokażę, ponieważ było już ciemno, kiedy opróżnialiśmy po raz ostatni betoniarkę. A jutro wyjazd na trzy dni do Szczawy. Nie mogę się doczekać.
     I na poprawę humoru - nasz Wojtuś:) Miłego wieczoru i obyśmy skopali Ruskim tyłki w siatkę:)


Wełna na suficie, mglisty poranek oraz wyrównanie tarasu

    Mam jeden dzień wolnego przed jutrzejszym wyjazdem na trzydniowy odpoczynek do Szczawy, mój Luby niestety musiał iść do pracy. Wczoraj po południu uruchomiliśmy betoniarkę i zaczęliśmy wylewać beton do fundamentów pod domek narzędziowy. Przegoniły nas komary i zrobiliśmy zaledwie (lub aż) połowę. Dzisiaj znowu działamy, gdy tylko Grześ wróci z pracy. Ja natomiast postanowiłam dzisiaj zająć się ogrodem i pozbyć doszczętnie wszelkich chwastów, które zdążyły się pojawić. Już niedługo, pewnie w październiku będę musiała pozbyć się wszelkich pnących roślinek jednorocznych (dynie indyjskie, wilce, dynie ozdobne). Znowu ogrodzenie będzie gołe i puste... ale taka jest kolej rzeczy.
    Dwa dni temu zaczęliśmy z Lubym układanie wełny na suficie pierwszego piętra, które to odłożyliśmy sobie na później. I teraz nastał czas, aby się tym zająć. Wylewki sobie schną, przez kilka dni kisiłam je na polecenie Pana Adriana, szczelnie zamykając okna, teraz już normalnie wietrzę. Schną również tynki. Wełnę upychamy między krokwie sznurkując ją, ponieważ inaczej by odpadła. Na sufit zakładamy 15 cm wełny Isover Unimata, ponieważ już strych jest dobrze docieplony (dla przypomnienia - 15 Supermata +10 Unimata). Zdecydowaliśmy wbijać gwoździki i do nich zaczepiań sznurek. Jest to znacznie solidniejsze niż użycie tackera.  Na zdjęciu poniżej - pokój zachodnio-północny - zaczęty.

 Poniżej - największa sypialnia. Pokój się obniżył i stał się bardziej przytulny. Obniży się i zmniejszy jeszcze bardziej, kiedy do tego wszystkiego dojdą jeszcze regipsy w październiku.
 A tu poniżej poranna mgła...zdjęcie zrobione przed 7 rano, przed moim wyjściem do pracy.
 I nasz tarasik - udało mi się wykonać zaplanowane na ten tydzień wyrównanie kamyczków. Teraz pójdzie warstwa piasku, mała warstwa kruszywa, a potem znowu podsypka piaskowa i kostka. Na około ziemia, która będzie zagospodarowana nasadzeniami roślinnymi.

poniedziałek, 15 września 2014

Tak na szybko...

  Dobry wieczór wszystkim. Troszkę u mnie ciszej, bo najpierw balowaliśmy na weselu, a teraz powróciłam do mojej pracy, więc będę mieć czas na nasz domek głównie popołudniami i wieczorami, które niestety stają się coraz krótsze... jesień nadciąga dużymi krokami.
  Wylewki aż do dzisiaj się kisiły w zamkniętym domku, jak poinstruował Pan Adrian.  Popołudniu lekko uchyliłam górne okna, aby już powoli pozbywać się tej wilgoci ze środka. Chciałabym dać tynkom trochę podeschnąć zanim wesoła Ekipa Tynkarska powróci do nas, by położyć gładź na parterze (bo na pierwsze piętro poczekają, aż będziemy mieć regipsy, co powinno nastąpić na początku października).
   Pan od drewnianych balustrad przybył do nas w sobotę, jeszcze przed weselem i pomierzył na nowo balkony - 10m bieżących oraz podbitkę - 64m kwadratowe. Jeden balkonik wyjdzie nas 1500zł (czyli oba - 3000zł), a podbitka z montażem - 3000zł. Problem jest z balkonem od największego pokoju - barierki będą nachodziły nieco na okna. Jeśli jesteście na etapie budowania murów - zwróćcie na to uwagę, jeśli również macie balkony. Oczywiście da się to obejść, ale myślę, że odsunięcie okienek na boki byłoby lepszym dla Was rozwiązaniem - dla nas jest już za późno, więc Pan Stolarz (Pan Ryszard z Limanowej) wymyślił jak barierki inaczej przymocować. 
    W połowie października zajmiemy się również elewacją. Jeśli nadejdą mrozy, to puc zrobimy dopiero na wiosnę, teraz samo ocieplenie.
    W tym tygodniu planujemy z Grzesiem krótki wyjazd wypoczynkowy w góry, aby odetchnąć i zregenerować siły oraz zapomnieć o wszelkiej elektronice i wszystkich problemach. Tak więc nie będziemy pod komórkami:) Będę starała się je gdzieś zgubić. Czasem tęsknię trochę do tych dni, kiedy czas mi się dłużył i kiedy nie było tak wielu laptopów, tabletów i komórek wokół mnie, a człowiek zupełnie inaczej spędzał wieczory.
   Mam zamiar jeszcze przed wyjazdem wyrównać do konkretnego poziomu to, co tak sprytnie koparka wrzuciła do tarasu.  Nie jest to łatwe ze względu na kamienie, które się tam znajdują. Po wyrównianiu zamówimy ziemię do obsypania naokoło, potem pasowałoby wypożyczyć skoczka i ubić to, co znajduje się w tarasie. Następnie drobny żwirek oraz piaseczek i można już układać kostkę, pamiętając o spadku, aby woda mogła być sprawnie odprowadzona z tarasu, a nie na nim zalegała.
   Dziś udało mi się troszkę poplewić - mam mnóstwo zaległości i jeszcze wiele pracy w ogródku mnie czeka. Jednak będę to musiała podzielić na raty, ponieważ w między czasie ważne dla nas jest pchanie do przodu realizacji tarasu
   Dokończyłam też impregnację więźby na domek narzędziowy - użyłam do tego celu oleju silnikowego, najtańsza opcja.
     Zasadziłam czosnek, 27, może ładnie urośnie w następnym roku.

piątek, 12 września 2014

JCB w akcji:) Kanalizacja - wykonana. Taras- wypełniony kamieniami z ziemią

   Piękny, słoneczny i ciepły dzień. Wrzesień cudownie się zapowiada. A w dodatku dzisiaj mieliśmy miłą wizytę koparki i to tej olbrzymiej, JCB, która wykopała nam 12 metrów i panowie przyłączyli nas do kanalizacji. Potem w 20 minut kopareczka wypełniła nas tarasik. Trzeba go teraz obsypać ziemią naokoło, aby betonowe płyty nie wygięły się pod naporem ciężkiego kamienia.





   Obiecałam zdjęcia wylewek... Oto nasz salon


I jeden z pokoi...


A to zejście do pralni. Jeden z Panów Wylewkarzy zaproponował zrobienie dodatkowego schodka, aby różnica pomiędzy pierwszym, a kolejnym nie była aż tak znacząca. Bardzo spodobał mi się ten pomysł i to, że Pan o tym pomyślał. Dzięki temu unikniemy niewygody w przyszłości.



czwartek, 11 września 2014

Wylewki gotowe

  Jeden dzień, 12 kubików piasku sianego, niewiele ponad jedna paleta cementu, około 100m2 siatki zbrojeniowej, taśma dylatacyjna oraz trochę włókien i plastyfikatora, cztery osoby i wylewka gotowa... Dzisiaj tylko te dwa zdjęcia, jutro może uda mi się zrobić więcej, ponieważ będziemy już mogli chodzić po posadzce. Za 7 dni można ściągnąć szalunki, przez te 7 dni trzeba dbać, aby wylewka była wilgotna. Jeśli będą ciepłe dni - będziemy polewać.
   Na pierwszym piętrze mamy mniej więcej 5-6 cm wylewki, natomiast na dole 6-7. Różnice między najwyższym i najniższym punktem - jedynie 2 centymetry. Ponownie podziw dla naszej Ekipy Budowlanej... (jesteście najlepsi!).
   Podobno ogrzewanie podłogowe można włączyć dopiero za miesiąc (nie tak jakbyśmy planowali, ale...).



    Koszt wylewki (materiał plus robocizna) to około 6000 zł (przy metrażu 150m2 podłogi), przy czym zauważcie, że sami wykładaliśmy styropian oraz robiliśmy szalunki na balkony.
    Coś zabawnego - Pan Adrian, wykonawca wylewki poprosił mnie ładnie: "zdradziłaby mi pani co to za sekret z tymi numerkami?" Zaśmiałam się słysząc to i wytłumaczyłam, że musiałam układać styropian po raz drugi, aby założyć folię budowlaną.

środa, 10 września 2014

Ogrzewanie podłogowe zamontowane, siatka zbrojeniowa jest, jutro wylewki

   Witajcie kochani. Dziękuję Wam wszystkim za tak miłe słowa otuchy, za wszystkie telefony i maile (szczególnie dziękuję Rafałowi oraz Panowi, który będzie nam robił mebelki:) ). Było mi bardzo miło, dziękuję. Dzisiejszy dzień był o niebo lepszy, wszystko poszło po mojej myśli i dużo udało się zakończyć. Znowu się uśmiecham i odzyskałam swoje skrzydełka. Ale po kolei...
    Wraz z Leonem wzięliśmy się za wrzucanie kamyczka do tarasu... Patrzcie kto nas doglądał - tak, to ten sam Wojtuś, który wcześniej podczas inspekcji styropianu nie podpowiedział mi, że powinnam najpierw położyć folię:) Taki z niego psotnik mały. Ale coraz bardziej czuje się oswojony ze swoim przyszłym domkiem. Już nie boi się mnie odwiedzać, gdy coś robię na budowie. Wracając do kamyczków - wrzuciliśmy tyle, na ile czuliśmy się na siłach, a potem postanowiliśmy zaczekać z tym na koparkę, która ma się pojawić jakoś w tym tygodniu (miejmy nadzieję).
    
 Tak więc taras na razie wygląda tak: zapełniony może w 1/4 lub 1/5.
  W między czasie przyjechał szalony kierowca dostawczaka i szybko zrzucił mi siatkę zbrojeniową na jutrzejszą wylewkę. Widząc mnie z łopatą na górze kamieni chwycił się za głowę pytając "rany boskie, a pani to do jakiej roboty się dorwała?" :) No cóż, niektórzy nie rozumieją moich niecodziennych rozrywek.
  Zamówiłam 120 m2, lecz jeszcze się nie policzyłam z pobliskim składem budowlanym, ponieważ jego właścicielka uznała, że może nie wszystko wejdzie i będę chciała oddać... Miło z jej strony. Oczko ma 15x15, nie udało mi się nigdzie zdobyć 10x10. Ale ponoć takie zazwyczaj się stosuje.  


A potem Pan Marian W. przybył dokończyć ślimakowe dzieło... Podłogówkę mamy w łazienkach, salonie, kuchni i wiatrołapie.


A tu moja różyczka na pniu, zakwitła ponownie - chyba na pocieszenie dla mnie


I...moja męczennica, również zakwitła, chyba tylko po to, żebym dzisiaj miała lepszy dzień. I taki był.


A to wilec, który nie przestanie mnie zaskakiwać intensywnością swoich kolorów.

    
  Z innych rzeczy udało nam się wywiercić 80 centymetrowe otwory pod beton do domku narzędziowego....Zmieniliśmy również koncepcję podłogi - zrobimy ją z kilku stempli oraz przybitych do nich desek, które zostały nam po szalunku.
   Wujek Grzesia zamontował nasz kabel YKY do skrzynki, która jest w granicy działki. Teraz tylko musimy zamontować bezpieczniki i zgłosić gotowość instalacji, żeby Tauron mógł nam do końca wszystko podłączyć.
   Jutro wylewka, mam nadzieję, że obejdzie się bez niespodzianek, ale jestem dobrej myśli.
   Otrzymałam też wycenę moich mebelków do kuchni, szaf do pokoi oraz szafek do łazienek. Wygląda obiecująco, więc może zawiążemy współpracę z Panami poleconymi przez naszą wesołą Ekipę Tynkarską:)
   Miłego wieczoru wszystkim.

wtorek, 9 września 2014

Czasem jest pod górkę.... :(

   Znacie to uczucie, kiedy włożyliście w swoją pracę tyle czasu, tyle wysiłku i starań, a okazuje się nagle, że trzeba będzie zrobić ją od nowa, bo czegoś brakuje albo coś innego powinno być najpierw wykonane? Tak niestety było dzisiaj... Styropian położony - pierwsze piętro i teraz już parter również. Wydawałoby się, że brakuje już jedynie ogrzewania podłogowego i można lać posadzkę... Ale nie. Okazuje się, że nie wiedziałam, iż na parter pod styropian powinno się dać czarną folię... Zapobiega ona wilgoceniu styropianu i jego gniciu. Jaka szkoda, że naprawdę nikt przez te pięć dni układania styropianu nam o tym nie powiedział. Jaka szkoda, że nie miałam czasu zasięgnąć jakiejś szczegółowej literatury... Popatrzyłam na podłogę skrzętnie wyłożoną styropianem 10tką i stłumiłam łzy. Dopiero w samochodzie, jadąc po raz piąty dzisiaj do sklepu budowlanego, tym razem po folię czarną - po prostu się rozryczałam. Puściły mi nerwy i cały stres związany z budową dał o sobie znać. W dodatku sama musiałam podjąć decyzję, bo mój Luby wyjechał mi do Warszawy w sprawach służbowych. A ja zostałam sama. Sama ze styropianem, sama z problemami, sama z folią. Jedynie Leon, na którego zawsze mogę liczyć był przy mnie i wspierał mnie jak tylko mógł. Nie wiem jak Mu się odwdzięczę, tej dobrej Duszyczce.
   Wracając do tematu... Jeździłam jak głupia, dokupując kolejne rzeczy (trzy razy w sumie dokupowałam styropian na oba poziomy), pianki montażowe oraz folię. Wróciwszy ponumerowałam wszystkie kawałki styropianu w każdym pomieszczeniu, a potem ostrożnie je wyjmowałam (z niektórymi było naprawdę ciężko, bo były na konkretny wcisk...). Następnie odmierzaliśmy kawałki folii (która była szeroka na 4m) i kładliśmy na podłogę, a następnie układaliśmy wielkie, białe puzzle... Chciało mi się wyć, chciało mi się krzyczeć. Ale daliśmy radę... Powstrzymam się od mojego "kto jak nie my", bo naprawdę byłam bliska rzucenia tym wszystkim i założenia rąk. Miałam dosyć, tak naprawdę. 
    Kolejna sprawa, to sama wylewka... Zaczęliśmy się martwić, że przy wylewce około 5 cm może nam pękać beton, jeśli nie damy jakiegoś zbrojenia. Dlatego też zakupimy siatkę zbrojeniową, jeśli się uda to 10x10, a jeśli nie, to 15x15, około 3mm średnicy. Dzwoniłam do Pana od wylewki - ułoży nam tą siatkę, jeśli ją zakupimy. Pytałam również o piankę (lub taśmę) dylatacyjną - mówił, że będzie ją miał na samochodzie, podobnie jak włókna oraz plastyfikator. Tak więc miejmy nadzieję, że to już wszystko, co potrzeba...
   Jestem naprawdę zmęczona, jest godzina 21 i tak naprawdę niedawno wróciłam do domu...A zaczęłam o 7 rano. Mojego Grzesiaczka dalej nie ma więc sobie czekam i ładuję zdjęcia z dzisiaj. Zaraz się nimi z Wami podzielę. I może napiję się kawki? Jest późno, owszem, ale ja piję kawę jedynie dla smaku, bo zasypiam po niej bez problemu. Hmmm...nie, jednak od kawki lepsze będzie Martini Bianco...Może ukoi moje nerwy.
    Dobrze, zdjęcia już się załadowały...
    Poniżej dwa moje szkraby - Tiger żółw, którego mam już dobrych kilkanaście lat i Wojtuś, którego już znacie. W momencie robienia im zdjęcia przytulali się do siebie, grzejąc nawzajem. Uroczy widok
 Poniżej Wojtuś robi zwiad i kontroluje, czy wszystko jest dobrze...Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy o folii..i wszystko było tak pięknie...


No a potem zaczęła się masakra...Tak to mniej więcej wyglądało. Sama się podziwiam, że jeszcze miałam głowę do tego, żeby cyknąć to zdjęcie...
Poniżej-zakupiona folia


A w między czasie nasz Pan "Piecowy", jak go Leon nazwał, robił ogrzewanie podłogowe na górze. Piękny ślimaczek, tylko szkoda, że Pan Marian nie słuchał mnie, jak mówiłam, gdzie będzie szafka, dosyć długa, na całą ścianę - tam ogrzewanie jest zbyteczne.... Zdaje się, że jutro będę musiała mu przypomnieć o innych pomieszczeniach i ich aranżacji... 


  Dobranoc kochani, miejmy nadzieję, że jutro będzie weselszy dzień. Przepraszam Was za nie najlepszy humor, ale nie zawsze musi być kolorowo, prawda?