sobota, 30 maja 2015

Nowe sadzonki, Lucky oraz drobne prace w ogrodzie

   Zobaczcie jak Lucky się już zadomowił...Nie krępuje się już dłużej, aby wskoczyć na kanapę w salonie. Po schodach dalej nie chce chodzić, więc nie śpi z nami w łóżku, ale pewnie gdyby chodził, to by spał w pierzynach. Taki to królewski piesek. Zauważyłam, że Lucky wybitnie boi się też burzy... Być może w przeszłości przeżył jakąś traumę związaną z burzą.
   Do tej pory Lucky opanował dwie komendy, które sukcesywnie z nim ćwiczę - siad i łapa. Próbujemy nauczyć się obrót, do mnie (szczególnie w terenie otwartym, bo w domu nie ma tego problemu), leżeć i zostań.
 Zakupiłam mu cztery słodkie bandany w różnych kolorach. Tak nasz Lucky prezentuje się w żółtej:)
A to sadzonki, które dostałam za wymianę zużytych baterii (30 baterii - jedna sadzonka) oraz sprzętu elektronicznego. Wszystkim, którzy zbierali dla mnie elektrośmieci bardzo dziękuję i dalej się polecam, bo prawdopodobnie za rok będzie taka sama akcja, a ja ucieszę się z każdej nowej sadzonki. Poniżej jakiś rodzaj trawy, prawdopodobnie miskant. Niestety nie wszystkie sadzonki były podpisane, nie wszystkie też znam, tak więc będzie niespodzianka. Obok trawki jest oczywiście hibiskus, fioletowy.
To kolejna tajemnicza sadzonka. Przypomina mi trochę jakiegoś rozchodnika, ale nie jestem pewna...
 Wybrałam też dwie tego typu azalie... Wszystkie sadzonki są w naprawdę świetnym stanie, bardzo zadbane i okazałe.
 A to kolejny hibiskus, tym razem różowy i o wiele większy...
 Śliczna żurawka, których odmian jest tak wiele...Sama w ogrodzie mam chyba cztery...
 I to roślinka, której jeszcze nie znam... Ale wygląda intrygująco i ma mnóstwo kwiatostanów, które pewnie lada moment będą kwitnąć... Dobrze byłoby dowiedzieć się co to jest zanim ją zasadzę, bo powinnam znać jakie lubi stanowisko i glebę, aby zapewnić jej odpowiednie warunki do rozwoju.
 Moja pierwsza piwonia w ogrodzie... Ta będzie koloru różowego.
 Kalina japońska. Imponująco duża sadzonka. Powinna ładnie zakwitnąć białymi kulami za rok. Niestety jest to krzew uwielbiany przez mszyce (jak róże) i trzeba go obficie pryskać.
 A to już jeden z moich klematisów zakupionych w tamtym roku. Ten jest pełny i po prostu prześliczny. Nazwy niestety nie znam.
Wiatrak wreszcie zyskał swoje miejsce docelowe.Położony jest na folii obsypanej drobnym kamieniem. Wczoraj po bokach pozbyłam się darni, ogrodziłam resztkami kostki i zasadziłam dwie hortensje ogrodowe oraz cztery różyczki, które z kolei otrzymałam za butelki PET na Błoniach.
 Poniżej Hortensja Red Beauty w towarzystwie różyczek, które już mają zawiązane pączki.
 A tutaj Hortensja Hot Red, z już zawiązanymi kwiatostanami również w towarzystwie różyczek.
 Zanim jednak zajęłam się wiatrakiem, przesadziłam moją rozrośniętą lawendę przy kostce od strony wschodniej. Na zdjęciu niestety słabo widać efekt mojej pracy, bo piękne kostrzewy zasadzone między  lawendą jakoś zlewają się z tłem. Obudowałam też mało estetyczną studzienkę rewizyjną od kanalizacji drewnianymi stemplami. Teraz w środku może znajdować się poidełko dla ptaków.
 Rok temu zakupiłam maleńkie sadzonki lawendy w OBI. Dwa razy musiałam je przesadzać, gdy za bardzo się rozrosły. Wczoraj jednak byłam oszołomiona tym, ile ważą razem z ziemią, którą wykopałam. Każda z nich przez rok urosła przynajmniej 10 razy tyle... Zawiązały też kwiatostany, nie mogę się doczekać kiedy moje małe lawendowe poletko zakwitnie:)
  Również rok temu kupiłam jedynie trzy sadzonki trawy ozdobnej - kostrzewy. W tym roku mam ich już kilkanaście dzięki rozmnożeniu przez podział. Między każdą lawendą dałam jedną wysoką kostrzewę  dwie niskie. Uwielbiam te tańczące na wietrze kwiatostanowe kłosy...


poniedziałek, 25 maja 2015

Lucky, wdzięczny przyjaciel

Lucky zaczyna przekonywać się, że aparat fotograficzny krzywdy mu nie zrobi, więc udało mi się cyknąć kilka zdjęć.

 Moi dwaj kochani Mężczyźni:)
 Lucky już pilnuje domku...Te jego piękne mądre oczka.
 Na razie, póki oswaja się z terenem, a nie ma jeszcze ogrodzenia - trzymamy go na smyczce. Grześ pracuje nad tym, aby ogrodzenie raz dwa było gotowe. Niestety ostatnio pogoda niezbyt dopisuje... Miejmy nadzieję, że się poprawi.
   Wczoraj Lucky miał swoją pierwszą kąpiel. Bał się, ale był naprawdę dzielny. Potem latał po salonie próbując się wysuszyć, wcierał się w dywanik, widok był komiczny.
   Żółw zaakceptował Luckiego, gorzej z Wojtusiem....

niedziela, 24 maja 2015

Długi/Lucky

    Poznajcie naszego nowego członka Rodziny.... Długiego, który od wczoraj nosi nowe imię - Lucky. Lucky jest kundelkiem, którego los okrutnie potraktował. Wczoraj wraz z Lubym i przyjaciółką poszliśmy na Rynek w Krakowie, gdzie organizowana była akcja Kundel Bury i Kocury- podaruj im dom. Organizatorem był KTOZ (Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami), a pocieszne zwierzaczki zlokalizowane były na I piętrze w starej kamienicy. Panie opiekunki bardzo serdecznie nas przywitały i jako pierwsza podbiegła do nas Luna, ogromna młoda (6miesięczna) suka. Piękna, czarna z lśniącą sierścią. Grześ się w niej zakochał, ale mnie przerażała jej ogromna energia, to że nam rozniesie dom, a w dodatku widać, że wciąż jeszcze rośnie. Na jej wychowanie potrzeba by było mnóstwa czasu, którego przez najbliższe dobre dwa miesiące nie mogłabym jej dać... Luna była zbyt żywiołowa, skakał po ludziach, a to przecież ogromny pies. I będzie jeszcze większy! Kolejny zaprezentował się Filip, trzy razy mniejszy piesek, 8-miomiesięczny kundel, o jasnym umaszczeniu. O wiele spokojniejszy, chociaż również nieco żywiołowy i skaczący po ludziach:). Filipek bardziej przypadł mi do gustu, bo wiedziałam, że z nim jeszcze bym sobie poradziła... Były też inne pieski, które albo spacerowały albo przytulały się do opiekunów. Jedna para weszła, by podarować suchą karmę... Wszystkie pieski miały urocze bandany z napisem "szukam domu". Oprócz tego urocze kotki, szczególnie jeden, niezwykle spokojny i grzeczny, chociaż jeszcze maluszek.
    I wtedy ktoś wszedł z precelkiem, któraś z pań opiekunek. Wszystkie pieski się ożywiły i zaczęły łasić się i prosić o kawałeczek. Te najodważniejsze i najśmielsze otrzymały mnóstwo. Ktoś inny otworzył przysmaki ze słoiczka. Wśród piesków chcących coś przekąsić nieśmiało prosił też jeden, niski, a długi czarny kundelek. Ale robił to na tyle delikatnie, że wszystko go omijało, więc gdy opiekunka poprosiła o pomoc, chętnie nakarmiłam biedaka. A ten zjadł i wtulił mi głowę w kolana. Pieściłam go, a on patrzył na mnie smutnymi oczkami. Spytałam dlaczego jest taki smutny i otrzymałam odpowiedź, że pewnie jest już zniechęcony kolejną prezentacją, ile razy można się pokazywać i prosić o dom...Podobno trwało to już dwa lata... Łza zakręciła mi się w oku i zrobiło mi się strasznie smutno.  Biedaczyna, tyle musi się wdzięczyć i udowadniać ludziom, że jest wart posiadania domu i właściciela... A przecież każdy pies zasługuje na dom, jedynie nie każdy dom zasługuje na psa. Nawet teraz pisząc o tym łzy same mi się do oczu cisną...
     Spytałam o jego imię. Okazało się, że to Długi. No tak, imię dobrze oddaje jego sylwetkę:). Długi przywarł do mnie, a ja pytałam Skarbka co o tym myśli, żeby go wziąć. Grześ w kółko powtarzał, że On nie wie, że trzeba się jeszcze zastanowić, przemyśleć. A z zupełnie innym nastawieniem spotykałam się do tej pory, to właśnie On tak bardzo pragnął psa i ciągle mnie o niego nudził. To raczej ja byłam bardziej powściągliwa, martwiąc się o to, jak to będzie z małym dzieckiem i nowym psem...
   Panie opiekunki słysząc o tym, że mieszkamy na wsi i mamy dobre warunki dla psa, powiedziały, że nie wypuszczą nas bez co najmniej jednego.
    Grześ potrzebował namysłu, więc wszyscy wyszliśmy na spacer, na zewnątrz, gdzie od razu spytałam: "dlaczego nie chcesz wziąć Długiego?". Dostałam odpowiedź, że to nie suka i nie duży pies. Zaoponowałam mówiąc, że ja wcale nie chcę dużego psa, poza tym co Długi jest winny, że nie urodził się ani duży ani dziewczynką? Biedak już dwa lata czeka na ludzkie serce! A w dodatku dowiedzieliśmy się o jego przeszłości, okrutnym losie, który zesłał go do potwornej kobiety, Anny K. u której znaleziono zwierzęta w makabrycznym stanie, walające się wśród sterty zwłok innych psów, ich resztek sierści i kości... trzymane w malutkich kojcach, klatkach, uwiązane do łańcuchów, brudne i umierające bolesną śmiercią głodową...

http://ktoz.blox.pl/2013/05/Podleze-odslona-druga-ponad-60-cial-psow-UWAGA.html

http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/897076,dwa-oblicza-anny-k-kobiety-podejrzanej-o-znecanie-sie-nad-zwierzetami,id,t.html

  Łzy stanęły mi w oczach i po prostu poprosiłam "weźmy Długiego, tyle już wycierpiał..." Grześ uśmiechnął się i powiedział "dobrze, weźmy go". Więc jak w skowronkach zawróciłam na I piętro, mówiąc, że bierzemy biedaka. Opiekunka Długiego rzuciła mi się na szyję. Skarbek wypełnił dokumenty, a ja uspokajałam biednego Długiego przelęknionego fleszem aparatu.
   Całą podróż samochodem do domu był przegrzeczny... Potem posłusznie wysiadł z auta i zrobiliśmy sobie rundkę po podwórku...jego podwórku. Oczywiście oznaczył swoje terytorium i musiałam uważać, żeby nie oznaczył tego, czego nie powinien. Potem weszliśmy do środka i pokazałam mu jego nowy dom. Biedaczek niepewnie rozglądał się wokół, szukając potwierdzenia w naszych oczach, że to już koniec tułaczki, że już tu zostaje, że już nigdy nie będzie musiał się prezentować i upokarzająco prosić o trochę ludzkiego serca. Pieściliśmy go i przytulaliśmy chcąc zapewnić, że owszem, to jest jego nowy dom już na zawsze. Jedynie Wojtuś nie był zbyt zadowolony... Ale jeszcze mają czas zostać przyjaciółmi.

Poniżej kilka zdjęć ze strony schroniska. Na razie nie chciałam zbytnio stresować Luckiego - bo takie nowe imię od nas otrzymał.




Ławeczka, półeczka, relaksujący ogród i mała awaria tarasu.

   Witajcie kochani. Zacznę od małej awarii tarasu, którą zauważyliśmy wczoraj. Po długotrwałych deszczach okazało się, że w paru miejscach wokół tarasu obrzeża kostki nieco się zapadły. Podejrzewam, że przyczyną jest opadnięta ziemia, bo akurat pod tymi 20cm powiększonymi przez Panów jest raczej tylko dosypana ziemia, nie tak jak w pozostałej części - w większości gruz i kamień. Pod wpływem wody ziemia nieco siadła, a wraz z nią dwa rzędy kostki. Panowie mają przyjechać w poniedziałek i wtorek i zobaczyć co można z tym zrobić. Ja jedynie drżę o moje roślinki, żeby przy okazji reperowania tarasu mili Panowie ich nie uszkodzili.
   A teraz dzieło Pana Ryszarda - półeczka przy kominki i ławeczka pod którą zgromadzimy niedługo drewienko. W ogóle trzeba będzie zamówić z 10 kubików drzewa, żeby je sezonować. Mamy już gdzie je trzymać (z tyłu domu na kostce pod przykryciem).
 Ławeczka, która daje nam dodatkowe miejsce do siedzenia:)
 Roślinki są w pełni kwitnienia... Nie mogę się na nie napatrzyć.
 Jak tu nie kochać rododendronów...po prostu jak?
Fioletowy również ładnie się pręży...Oby tylko przyjął się w nowym miejscu.
A tak rozkwitł się przepiękny klematis - Dr Ruppel.  Długo, długo nic, a potem boom!
I moje łubiny wysiane w tamtym roku z nasion, z których jestem bardzo dumna. Tu w towarzystwie azalii i róży szczepionej na pniu.

Len trwały oraz miododajna kocimiętka skutecznie zwabiają do siebie wszelkie brzęczące stworzonka.
A to klonik palmowy, prawdziwy rarytas, zazwyczaj dosyć drogi, ale tą sadzoneczkę kupiłam za 25 zł. Szukam dla niej odpowiedniego miejsca.
A to ja, szczęśliwa przyszła mama w piątym miesiącu:)
Miłej niedzieli i udanych wyborów prezydenckich!

niedziela, 17 maja 2015

Nasadzenia, nasadzenia... :)

   Witajcie kochani. To był bardzo pracowity weekend... Mój Brat przyjechał i dużo nam pomógł. Wspólnie zwoziliśmy ziemię, usunęliśmy kupę kamieni, która leżała na linii, gdzie ma być ogrodzenie, przemieściliśmy różne rośliny, a ja zrobiłam nowe nasadzenia na naszej tarasowej skarpie. Powoli, powoli zaczynamy doprowadzać to wszystko do porządku. Jeszcze wiele pracy przed nami, ale każdy dzień cieszy. Każda zmiana cieszy... Każda nowa roślina cieszy...Każdy nowy słupek pod ogrodzenie cieszy...
   Tak wygląda taras od strony południowo-zachodniej:

 A tak od strony południowo-wschodniej:
 I z dalsza, z drogi, możecie zobaczyć jak blisko mamy słupki ogrodzeniowe.
 Tutaj również coś pozmieniałam... Wraz z Bratem przywieźliśmy te duże kamienie z innego rejonu działki, gdzie zaczęły już zarastać przez poziomki, a tu będą lepiej wyeksponowane.

 Taką piękną azalię zakupiłam na skarpę tarasową...Nie mogłam się jej oprzeć...
 Kwiaty ma po prostu cudowne.
 A to rododendron przy pergoli. Kolor również zachwyca...
 I inny rododendron - przed domem.
 Azalia japońska również prezentuje swoje wdzięki.
 A to drzewko migdałowca, które podcięłam zaraz po przekwitnięciu... Widać jak obficie puściło mnóstwo pędów. Mam nadzieję, że do jesieni bardzo się zagęści,  a na wiosnę obrodzi kwiatami ponownie.
 Na huśtawce również zawiesiłam kwiaty. Na razie jedne, moje ulubione czerwone surfinie.
 A to mój prezent od Grzesiaczka na trzydzieste urodziny...Przecudny ogromny (2,2m) wiatrak. Musimy mu przygotować dobre miejsce. Trzeba wyłożyć folią, potem zasypać kamyczkami, żeby trawa nie zarastała.
I to na tyle, miłego tygodnia Wam życzę, dużo pogody i uśmiechu oraz siły do wypełniania codziennych obowiązków. Niech te obowiązki staną się i przyjemnością.

wtorek, 12 maja 2015

Kostka skończona...

  Witajcie kochani. Wiem, znowu trochę mnie tu nie było, chociaż starałam się na bieżąco robić zdjęcia... Nasza kostka jest gotowa, aczkolwiek wiele nie zobaczycie, ponieważ przez tydzień będzie zalegał jeszcze na niej piaseczek, którego zadaniem jest ładnie powchodzić pomiędzy kostkę i ją zaklinować. Tak więc kostka jest, ale pod kołuderką z piasku.

 Tak wyglądało to wszystko zaraz po skończeniu prac panów od kostki oraz nawiezieniu trochę ziemi przez mojego Skarbka, widać, że jeszcze świeża...



Długo nie czekając, postanowiłam zabrać się za zagospodarowanie tego małego, uroczego zakątka... Po nawiezieniu ziemi miałam pole do popisu... Przykryłam wszystko folią, nacięłam ją w miejscach, gdzie miały być wykopane otwory, następnie z pomocą Grzesia wykopaliśmy dołki i posadziłam moje zdobyczne roślinki (rododendrony które kocham, azalię, azalie japońskie, klona eskimosa, szałwię, tawułkę oraz trzmielinę). I tak to mniej więcej wyglądało po wysypaniu jednego worka kory sosnowej:

Kolejnego dnia przeniosłam otoczaki ze Szczawy, które leżały wzdłuż palisadki i dałam je wokół folii, jednocześnie przymocowując jej obrzeża. Stwierdziłam, że tu będą się lepiej prezentowały i w dodatku spełnią dodatkową funkcję - obronią korę przed "uciekaniem" z folii przy większym wietrze.
Kora pięknie pachnie, można się poczuć prawie jak w lasku:) Ah, oczywiście wszystkie roślinki otrzymały odpowiednią ziemię - kwasolubne dostały sporą dawkę torfu, a reszta ziemię kwiatową.

Wojtuś musiał oczywiście wszystko skontrolować:) On jest czasem jak piesek, wszędzie za mną łazi, a jego wrodzona ciekawość ciągnie go do różnych nowych zakamarków.
Poniżej jest drewniany, zdobyczny wózeczek, którym kiedyś parę lat temu bawił się jeszcze Franek. Teraz, ponieważ znalazłam go w tragicznym stanie, spytałam, czy ktokolwiek będzie z niego jeszcze korzystał. I w ten sposób wzięłam go do siebie, zadbałam, odnowiłam i teraz świetnie służy za kwietnik

 Wreszcie również mogliśmy przenieść nasze ukochane, dębowe mebelki na ich miejsce docelowe. Trochę obawiałam się, czy się zmieszczą na naszym tarasie, ale moje obawy okazały się kompletnie niesłuszne, ponieważ spokojnie jeszcze dwa takie zestawy mogłyby się zmieścić. Miejsca jest mnóstwo, można na tarasie tańczyć:)
A pamiętacie ten wózeczek, który kupiłam kiedyś na placu targowym? Wreszcie nadszedł czas również i dla niego:) On również posłuży za kwietnik dla surfinii, które uwielbiam. Mój Grześ zamontował dwa parasole, a ja obłożyłam je sosnowymi pniami, aby chociaż trochę zakamuflować nieprzyjemne dla oka stelaże. 

Tak prezentuje się na razie nasz tarasik. Wkrótce wyrównamy jego zbocza, troszkę nadsypiemy u góry, a potem wezmę się powoli, powoli za nasadzenia:) Mój Mężuś równocześnie dalej pracuje nad montażem ogrodzenia.
A tu już przechodzimy do ogrodu... Krasawica Moskwy w pełnym rozkwicie...cudnie pachnie, jak to bez....
 Wojtuś wraz ze mną zachwyca się również niesamowitym kolorem jednego z rododendronów rosnących przy pergoli... Jednak będą  musiałam zainterweniować u wyleczyć biedaczka, bo widzę, że chwyta go jakieś choróbsko, wystarczy zobaczyć na liście... Ale już to przerabiałam z trzema innymi rododendronami, więc i z tym powinnam dać sobie radę... Trzeba biedaka ratować.
 Azalia po północnej stronie domu również nie zawiodła moich oczekiwań... Ślicznie się rozkwitła, a podziwiać ją mogę z okna kuchennego.
 Zamówiony przez internet perukowiec rośnie sobie przy drewnianym kole... Ma cudowny, purpurowy kolor.
 A tutaj mój orzech, z ogromnymi orzechami, którego otrzymałam od mojej ukochanej Babci. Poleciła mi Ona, aby spróbować uformować go na drzewo dla hamaka. Czemu nie:)

W domu - uroki maja... Śliczny zapach bzu... 
I na koniec jeden z trzech zakupionych żarnowców...
Miłego dnia wszystkim, jak to mówią środa minie, tydzień zginie:)