czwartek, 13 kwietnia 2023

Urodzinki Zosi, przebieranki, krokusy licencja na holowanie, pichcenie w kuchni oraz Wielkanoc

5 marca moja Księżniczka obchodziła swoje trzecie urodzinki. Wypadło to dokładnie w niedzielę, więc wtedy też zaprosiliśmy wielu Gości z najbliższej Rodziny. W duszy cieszyłam się, że Zosia jeszcze nie ma koleżanek przedszkolnych i nie muszę jej robić dwudniowych urodzin, tak jak robię Chłopcom. W tym roku po raz pierwszy zrobiłam naleśniki faszerowane i zapiekane w piekarniku podawane z sosem czosnkowym. Kolejne rzeczy które zrobiłam do jedzenia były już sprawdzone. A tort oczywiście z przepisu mojej ukraińskiej Siostry - Julii, za którą tak tęsknię. Odkąd nauczyła mnie go piec, to bardzo lubię go robić.

A przepraszam, patrząc na to zdjęcie przypomniałam sobie, że była też sałatka z tuńczykiem, jajkiem i buraczkiem w formie tortu i była ona dużym zaskoczeniem dla gości, którzy myśleli, że jest to słodkie ciasto.



Zosia każdego dnia wymyśla sobie nową stylówkę. Ciągle prosi o pomoc w ubraniu różnych sukienek, czasem samej uda jej się założyć różne ubranka czy buty.
Zosia ma dosyć duży apetyt, co cieszy nie tylko mnie.

Zdjęcie poniżej tak bardzo mi się podoba, że muszę je wywołać w większym formacie, by powiesić w galerii.



I to zdjęcie również mi się udało:) Generalnie mam to szczęście, że kocham robić zdjęcia, a Zosia lubi pozować.

Tutaj wśród krokusów, kwiatów które tak wyczekuję na wiosnę.

Najbardziej lubię te fioletowe, dlatego mam ich sporo w ogrodzie. W tym roku planuję dosadzić jeszcze w kolorze różowym. Są niespotykane i dużo droższe od tych najbardziej popularnych, ale może uda mi się je rozmnożyć  u siebie w ogrodzie.
Na zdjęciu  poniżej widać blade krokusy, które u mnie kwitną pierwsze i właśnie ustępują miejsca tym intensywniejszym. Nie planowałam tego dosadzając krokusy co roku, ale podoba mi się, że dzięki temu dłużej cieszę się ich widokiem.
Ponieważ zima jakoś się przeciąga, lubię wykorzystać ten czas kiedy nie jeździmy jeszcze kamperem w weekendy i pichcę coś więcej na zapas. W tym roku zrobiłam dużo krokietów i uszek do zamrożenia oraz sporo przetworów.

Piekę też jak co roku sporo ciasteczek - pierniczków, które mają wzięcie nie tylko na święta Bożego Narodzenia, ale cały czas. Uwielbiam buraczki na słodko, więc również i ich zrobiłam sporo.  Oprócz tego zawsze podobały mi się słoiki wypełnione różnymi kuchennymi produktami, więc zrobiłam sobie prezent i zakupiłam takie plastikowe pojemniki, do których wrzuciłam między innymi nerkowce, orzechy włoskie, siemię lniane, kokos, słonecznik, daktyle itd. Sprawia mi przyjemność patrzenie na poukładane schludnie przedmioty. Takie jakieś zboczenie :)

Mój kochany Tadzio lubi pomagać mi w kuchni (Nikoś także!) i tutaj akurat przygotowuje tortille na urodziny Tatusia.

Grześ obchodził 1 kwietnia 38 urodziny i Jemu także zrobiłam ukraiński tort. Ten tort jest tak pyszny, że nigdy nie zostaje, zawsze szybko znika.

Tym razem zrobiłam coś nowego - borowika z jajek w sosie tatarskim. Część z nich była faszerowana - cebulką, żółtkiem i pieczarkami, a część nie. Niektóre kapelusze zafarbowałam czarną herbatą (4 torebki, gotować 10 minut), a część obtoczyłam w czerwonej papryce. Wyglądają naprawdę ciekawie:)

A tutaj wspomniany Jubilat :)
Chłopcy na nowej huśtawce (poprzednia była już za mała na Zosię, więc wymieniliśmy ją na taką, na której mogą bujać się też dorośli). Tadzio ćwiczy czytanie przez 15 minut każdego dnia, czasem bierze ze sobą swoją ukochaną sówkę z IKEI, z którą zawsze zasypia, to jest Jego ulubiony pluszak, zabiera ją też na wyprawy kamperowe.
Oto moje pierwsze w życiu męskie strzyżenie:) Uczyłam się wykonywać pasmo pamięci i trzymać wszystkich kątów z instrukcji na youtubie:) Na pierwszy ogień poszedł Tadzio

Kilka dni później ostrzygłam też Nikosia:) I chyba już będę to robić, bo bardzo mi się spodobało.
Ponieważ Tadzio wracał ze szkoły z bólem oczu, pojechaliśmy zbadać Mu wzrok. Okazało się, że tymczasowo musi nosić okulary do czytania i pisania, bo ma fizjologiczną wadę wzroku - jest dalekowidzem póki co (+1,25).C
Całe szczęście Tadzio cieszy się z  okularków, bo wygląda w nich prawie jak Tatuś.


A ja któregoś dnia chwyciłam wkrętarkę i mocowałam różne uchwyty i haczyki, które pomogą nam w lepszym przechowywaniu rzeczy.


Taką piękna zabytkową maszynę otrzymałam od mojego Taty. Stwierdziłam, że nie będę jej odnawiać, bo tak wygląda idealnie.


Te fiołki same wysiały się na jednej z moich rabatek. Wyglądają wprost uroczo.
Nikoś sam wykonał taką palmę w przedszkolu. Jest z niej niesłychanie dumny, a ja jestem dumna z Niego.
A tak wyglądały nasze przygotowania do Świąt. Przynajmniej część z nich:)

Pierwsze w życiu mazurki. I nie ostatnie, bo po pierwsze ich dekorowanie to czysta przyjemność, a po drugie - były po prostu przepyszne i nie zostało ani okruszka. Więc za rok będziemy kontynuować tradycję:)

Kolejną naszą tradycją już od trzech lat jest poszukiwanie jajek w ogrodzie. Uwielbiam je chować dla dzieci.
 
Nie pisałam o tym, ale od czasu do czasu pracuję nad drzewem genealogicznym naszej Rodzinki. Chcę zgromadzić jak najwięcej danych i informacji na temat naszych przodków. To taki prezent dla moich Dzieci. One z kolei będą mogły przekazać to swoim dzieciom, o ile te materiały przetrwają. Planuję zrobić graficzne drzewo z imionami, nazwiskami oraz datami urodzin i śmierci (te, które udało mi się zdobyć), a oprócz tego jakiś skoroszyt z informacjami o tym, kim byli ci ludzie, co robili, gdzie mieszkali, jacy byli, co kochali. Żeby też nie były to suche fakty. Jestem sentymentalną osobą i doceniam wszelkiego rodzaju pamiątki, wspomnienia... Może dlatego też tak bardzo dbam o regularne wywoływanie zdjęć. Obecnie mamy w domu 32 albumy, a ja zamówiłam u stolarza regał specjalnie pod moje zbiory zdjęć.

Obrazek poniżej tak bardzo przykuł moją uwagę, że będąc na Rynku w Niepołomicach i załatwiając sprawy zatrzymałam się i zachwycałam tymi roślinkami. Niby zwykły klomb ze stokrotkami, ale ktoś położył tam konar obrośnięty mchem, który niesamowicie wplótł się w kompozycję dodając jej uroku.
W pierwszy dzień świąt odbyliśmy maly spacerek po okolicy. Trochę się pozmieniało, wycięto mnóstwo drzew, ale jeszcze jakieś zostały...

I na koniec słodki filmik z Zosią...



Ach i chyba nie wspominałam, ale udało nam się z Grzesiem zdobyć licencję z holowania narciarza wodnego i sprzętów pływających. Tak więc teraz trzeba będzie zakupić np. kanapę ze specjalną linką do holowania.