wtorek, 9 września 2014

Czasem jest pod górkę.... :(

   Znacie to uczucie, kiedy włożyliście w swoją pracę tyle czasu, tyle wysiłku i starań, a okazuje się nagle, że trzeba będzie zrobić ją od nowa, bo czegoś brakuje albo coś innego powinno być najpierw wykonane? Tak niestety było dzisiaj... Styropian położony - pierwsze piętro i teraz już parter również. Wydawałoby się, że brakuje już jedynie ogrzewania podłogowego i można lać posadzkę... Ale nie. Okazuje się, że nie wiedziałam, iż na parter pod styropian powinno się dać czarną folię... Zapobiega ona wilgoceniu styropianu i jego gniciu. Jaka szkoda, że naprawdę nikt przez te pięć dni układania styropianu nam o tym nie powiedział. Jaka szkoda, że nie miałam czasu zasięgnąć jakiejś szczegółowej literatury... Popatrzyłam na podłogę skrzętnie wyłożoną styropianem 10tką i stłumiłam łzy. Dopiero w samochodzie, jadąc po raz piąty dzisiaj do sklepu budowlanego, tym razem po folię czarną - po prostu się rozryczałam. Puściły mi nerwy i cały stres związany z budową dał o sobie znać. W dodatku sama musiałam podjąć decyzję, bo mój Luby wyjechał mi do Warszawy w sprawach służbowych. A ja zostałam sama. Sama ze styropianem, sama z problemami, sama z folią. Jedynie Leon, na którego zawsze mogę liczyć był przy mnie i wspierał mnie jak tylko mógł. Nie wiem jak Mu się odwdzięczę, tej dobrej Duszyczce.
   Wracając do tematu... Jeździłam jak głupia, dokupując kolejne rzeczy (trzy razy w sumie dokupowałam styropian na oba poziomy), pianki montażowe oraz folię. Wróciwszy ponumerowałam wszystkie kawałki styropianu w każdym pomieszczeniu, a potem ostrożnie je wyjmowałam (z niektórymi było naprawdę ciężko, bo były na konkretny wcisk...). Następnie odmierzaliśmy kawałki folii (która była szeroka na 4m) i kładliśmy na podłogę, a następnie układaliśmy wielkie, białe puzzle... Chciało mi się wyć, chciało mi się krzyczeć. Ale daliśmy radę... Powstrzymam się od mojego "kto jak nie my", bo naprawdę byłam bliska rzucenia tym wszystkim i założenia rąk. Miałam dosyć, tak naprawdę. 
    Kolejna sprawa, to sama wylewka... Zaczęliśmy się martwić, że przy wylewce około 5 cm może nam pękać beton, jeśli nie damy jakiegoś zbrojenia. Dlatego też zakupimy siatkę zbrojeniową, jeśli się uda to 10x10, a jeśli nie, to 15x15, około 3mm średnicy. Dzwoniłam do Pana od wylewki - ułoży nam tą siatkę, jeśli ją zakupimy. Pytałam również o piankę (lub taśmę) dylatacyjną - mówił, że będzie ją miał na samochodzie, podobnie jak włókna oraz plastyfikator. Tak więc miejmy nadzieję, że to już wszystko, co potrzeba...
   Jestem naprawdę zmęczona, jest godzina 21 i tak naprawdę niedawno wróciłam do domu...A zaczęłam o 7 rano. Mojego Grzesiaczka dalej nie ma więc sobie czekam i ładuję zdjęcia z dzisiaj. Zaraz się nimi z Wami podzielę. I może napiję się kawki? Jest późno, owszem, ale ja piję kawę jedynie dla smaku, bo zasypiam po niej bez problemu. Hmmm...nie, jednak od kawki lepsze będzie Martini Bianco...Może ukoi moje nerwy.
    Dobrze, zdjęcia już się załadowały...
    Poniżej dwa moje szkraby - Tiger żółw, którego mam już dobrych kilkanaście lat i Wojtuś, którego już znacie. W momencie robienia im zdjęcia przytulali się do siebie, grzejąc nawzajem. Uroczy widok
 Poniżej Wojtuś robi zwiad i kontroluje, czy wszystko jest dobrze...Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy o folii..i wszystko było tak pięknie...


No a potem zaczęła się masakra...Tak to mniej więcej wyglądało. Sama się podziwiam, że jeszcze miałam głowę do tego, żeby cyknąć to zdjęcie...
Poniżej-zakupiona folia


A w między czasie nasz Pan "Piecowy", jak go Leon nazwał, robił ogrzewanie podłogowe na górze. Piękny ślimaczek, tylko szkoda, że Pan Marian nie słuchał mnie, jak mówiłam, gdzie będzie szafka, dosyć długa, na całą ścianę - tam ogrzewanie jest zbyteczne.... Zdaje się, że jutro będę musiała mu przypomnieć o innych pomieszczeniach i ich aranżacji... 


  Dobranoc kochani, miejmy nadzieję, że jutro będzie weselszy dzień. Przepraszam Was za nie najlepszy humor, ale nie zawsze musi być kolorowo, prawda?

2 komentarze:

  1. Czasem bywa tak, że jedno niedopatrzenie i cała nasza praca idzie na marne.. To przykre, ale chyba uczy wytrwałości w działaniu. Na szczęście dało się to naprawić, choć kosztowało to nie mało starań.Te poprawki już są jednak za Tobą, pocieszaj się więc, że dałaś radę i dalej może być tylko lepiej!! Pozdrawiam gorrrrrąco:)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie martw sie u nas tez tak bywa ze trzeba po kims poprawiac cos robic przeprawiac. tak naprawde moj maz robi wszystko sam z delikatna pomoca tescia i zawsze jest tak ze jesli maz musi zrobic cos przy domu to reszta spraw spoczywa na drugiej osobie zamiast cieszyc to nie raz przytlacza bo zyc tez jakos trzeba

    OdpowiedzUsuń