Wróciwszy z pracy złapałam pół oddechu i poszłam kontynuować pracę związaną z huśtawką i paroma innymi pomysłami. Wybrałam deski do ławeczki na huśtawkę, wyszlifowałam je szlifierką kątową babrając się przy tym w białym pyłku, jutro czeka mnie ich malowanie, dziś już nie zdążyłam. Pomalowałam za to większość łat jakie zostały z dachu, zamierzam zrobić z nich pergolę oraz kratownice pod pnącza. Takie coś mi się zamarzyło:) Po co kupować, jeśli można zrobić samemu.
Ale zacznijmy zdjęciem Wojtusia, który śpi sobie w nowym koszyczku, jaki zrobiłam specjalnie dla niego:)
Tu natomiast fragment huśtawki.
Fragment numer dwa. Rozstaw nóg- 170 cm, huśtawka będzie dosyć wysoka oraz całkiem szeroka, bo taką chciałam.
Moje serce chciało wyskoczyć z klatki z radości, gdy zobaczyłam jak moje klematisy wreszcie po tylu miesiącach oczekiwania zakwitły....
Len wysiany z nasionek. Bardzo sympatyczna roślinka, ma ciekawe liście, a gdy się ją przytnie, rozkrzewia się.
Poznajecie? Tak, to krwawnik, taki jaki można znaleźć na łące. Jednak mój, wyhodowany z nasion ma kilka różnych barw. Ten na przykład jest różowy. W tle siatka sąsiada, który ostatnio powiedział mi, że podziwia moją pracę i bardzo przypadły mu do gustu moje maliny, też chciałby takie mieć. Może na jesień uda mi się z nim podzielić kłączami, czemu nie.
Palisadka, z ktorej jestem dumna. Wiele godzin pracy w pocie czoła, z bólem dłoni, karku i kręgosłupa, ale wreszcie jest! Jest moja upragniona palisadka wokół warzywniaczka i nie tylko.
Pani Stefanowa po małej operacji plastycznej....Poluję na jakiś ładny kapelusik dla niej i może spódniczkę.
Miłego wieczoru wszystkim
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz