piątek, 22 lipca 2022

Urlop cz.I - Kemping KamA - Tałty na Mazurach

Niedawno wróciliśmy z dwutygodniowego urlopu, który chciałabym powoli relacjonować, a ponieważ mam dużo materiału filmowego i fotograficznego, to zrobię to w kilku postach. Miło będzie za rok odświeżyć sobie wspomnienia.
   Początkowo mieliśmy jechać do Rumunii, jednak kilkudniowe upały w Polsce przekonały mnie, że jednak nie będę w stanie wytrzymać takowych w tamtym kraju, gdzie jest zaledwie kilka jezior, by się ewentualnie schłodzić. My planowaliśmy objazdówkę, więc upał nie sprzyjałby takiej formie spędzania urlopu. Dodatkowo obawiałam się wichur i burz po takich upałach, a jednak lepiej przeżywać takie rzeczy we własnej ojczyźnie. Po raz kolejny odłożyliśmy Rumunię na inny raz. Ale spokojnie - jeszcze tam pojedziemy, moim marzeniem jest zrobić trasę Transfogarską i Transalpinę. Myślę, że wrzesień będzie na to optymalnym miesiącem.
   Stanęło więc na tym, że jednak jedziemy na Mazury, nad Jezioro Tałty. Wybraliśmy Kemping KamA, gdzie za dobę wyszło nam jakieś 228zł (wraz z trzymaniem motorówki w marinie, kamper przy samej linii brzegowej). Przed wyjazdem wraz z Tadziem czyściliśmy łódkę:

A później po raz pierwszy przypięliśmy przyczepkę z Larsonem do kampera - takim zestawem jeszcze nigdy nie jechaliśmy, więc była pewna obawa, jednak mój wspaniały Kierowca nie miał z tym najmniejszego problemu, a silnik kampera dał sobie świetnie radę z pociągnięciem takiego ciężaru. Zamontowany w tym roku hak dobrze się sprawdził.


Podczas podróży było wesoło. Zosia naprawdę świetnie zniosła wielogodzinną wyprawę i praktycznie nie marudziła. Byłam w szoku.

Czułości:)
Gdy dojechaliśmy na miejsce, był już wczesny wieczór. Szybko się rozbiliśmy, rozłożyliśmy nasz pompowany przedsionek, a dzieci chwilkę pojeździły na rowerkach.

Tutaj łódka jeszcze nie zwodowana, zrobiliśmy to następnego dnia z pomocą właściciela, który zwodował ją swoją terenówką, bo nasz kamper był już rozłożony. Slip jest zaraz obok, przy klimatycznym maleńkim kościółku.

Kolejnego dnia popłynęliśmy do Mikołajek, które najpierw zwiedziliśmy z wody (ale o tym w kolejnym poście).
  Dzieci dostały od nas siatki do połowów, niestety Zosia swoją utopiła na pomoście kolejnego dnia.

Tu jeszcze wszystkie siatki w komplecie:) Rybki dawały się łowić.

A to na dowód:
Zosia cały czas kopała w piasku, bawiła się z innymi dziećmi, praktycznie jej nie było.
A tutaj wieczorna gra w Piotrusia z Tatusiem:)
Na Mazurach mieliśmy ucztę dla duszy i oczu w postaci cudownych zachodów słońca. Sami zobaczcie.





Chodziliśmy na spacerki oraz robiliśmy sobie wycieczki rowerowe - takie krótkie, bo było dosyć gorąco. Na zdjęciu poniżej żmijowiec, którego dostałam od Tadzia.
Zosia też sobie coś zerwała.
Na kempingu nie brakowało różnego rodzaju dekoracji z kwiatami, na przykład taki wóz:
Był też mały plac zabaw, na którym dzieci szybko się odnalazły.



Łabędzie i kaczki były codziennymi i co wieczornymi gośćmi.
Jeden taki jegomość chciał nam nawet wejść do przedsionka.
Rosło tam dużo liliowców, które obficie kwitły.

Kolejne piękne zachody słońca...


Już tęsknię za nimi...

Tadzio i Zosia wyglądają z kamperowego okienka....
Zosia z Tatusiem na pomoście.
Mieliśmy też przykrą przygodę - zepsuł nam się rozrusznik i musieliśmy wzywać WOPR do usługi holowania do mechanika. Cała naprawa była dosyć kosztowna, ale bez niej nie moglibyśmy dalej pływać.

A radość z pływania była duża, szczególnie dla Grzesia i Zosi. Ja tęskniłam za skuterkiem.


Dzieciaki uwielbiały karmić ptaki.



Rowerowe wycieczki były bardzo przyjemne. Tutaj na kładce nad Kanałem Tałckim.
Nie mogliśmy się oprzeć balom ze słomy - uwielbiamy je. Zawsze tak malowniczo i sielsko wyglądają.

Kolejny zachód słońca... każdy inny


Widok z naszego przedsionka.
Na terenie kempingu taka klimatyczna studnia! Pociąga się za wajchę i leci woda. Coś pięknego. Chciałabym taką mieć na ogrodzie...
Zosia w kole pożyczonym od koleżanki:)
A tu na pomoście, czekamy na Tatusia.
My na tle zachodzącego słońca.
Zdjęcie, które zrobili nam kompletnie obcy ludzie - sami zaproponowali widząc, że próbujemy sobie je zrobić. To było bardzo miłe, a teraz jest jednym z moich ulubionych fotografii.
Staram się pochwycić słońce w kieliszku...


Jest pięknie....
W środku naszego przedsionka - uwielbiam takie klimaty.
Raz paliliśmy też ognisko z nowo poznanymi ludźmi.
Wieczorna flauta.... 


Zrobiłam zdjęcie wejścia do recepcji - bardzo zadbane miejsce. Dużo murków z kamienia, donic z kwiatami i różnych dekoracji.
Zachód słońca <3
Karmienie kaczuch.
Opalanko na łódce - nie czuć tak tego gorąca.
Fryteczki, które zrobił dla mnie Mężuś i przyniósł na łódkę. To było kochane.
Taka jednostka podpłynęła któregoś dnia do naszego pomostu:) Musiałam zrobić zdjęcie cytatu.
A to miejsce kawałek od nas - inny pomost i plaża, gdzie dosyć sporo osób się wylegiwało.
Na koniec kilka filmików












 

1 komentarz:

  1. Coś wspaniałego, cudowny wypoczynek, zdjęcia bajkowe, wszystko piękne.

    OdpowiedzUsuń