sobota, 28 maja 2022

Ogrod, wianki, susza, targ staroci i inne

Od Świąt mamy kolejną ukraińską Rodzinkę, tym razem matka z córką - Galina i Karina. Każdego dnia modlę się o koniec wojny, zastanawiając się jak długo jeszcze ludzie będą cierpieć... 

W maju  wianki ozdobiły głowę Zosi, a ja szybko chwyciłam za aparat by zamknąć jej urok w obiektywie.



  Ogród dopomina się wody, a ja przez nieuwagę lejąc z mauserów deszczówkę, utraciłam całą zmagazynowaną wodę, bo zapomniałam zakręcić na czas kurka... W chwili kiedy to piszę właśnie leje i cieszę się z tego faktu ogromnie, dawno tak nie cieszyłam się z deszczu. W Polsce mamy ogromną suszę, rolnicy nie dają rady bez podlewania, znowu wszystko będzie drogie.
  Poniżej zdjęcia jeszcze z przełomu kwietnia i maja:
Stara jabłoń przed tarasem jest moim ulubionym drzewem. Tak pięknie kwitnie na wiosnę, a sikorki od wielu już lat co roku dwukrotnie mają w jej dziupli swoje młode. Drżę z myślą o tym, że drzewo kiedyś trzeba będzie wyciąć i mam nadzieję, że ten czas nie nadejdzie szybko...
Poniżej jedno z moich ulubionych pnączy, niestety także upodobane przez ślimaki - powojnik Stolwijk Gold. Jeśli nie posypię wokół niebieskimi granulkami Brosa, to mam po liściach.
Kocham fiolet w ogrodzie. Ostatnio usłyszałam, że ten kolor jest symbolem transformacji... I słowo to słyszałam w odniesieniu do mojej osoby trzy razy od różnych trzech osób w ciągu dwóch dni. I
 tak czuję, że faktycznie sama przechodzę jakąś przemianę. Łapię równowagę między harowaniem w domu, przy dzieciach, w ogrodzie jednocześnie starając się pamiętać o sobie. Bo przez wiele lat ja nie byłam taka istotna, nie dbałam za bardzo o siebie. Teraz nadszedł czas na dopieszczenie siebie, kochanie siebie samej i realizację marzeń - dlatego bachata, dlatego operacja wzroku, dlatego aparat na zęby (który prawdopodobnie ściągnę już w tym roku), dlatego masaże by ulżyć mojemu zmęczonemu ciału, dlatego regularne pazurki u kosmetyczki - by poczuć się kobieco i dobrze, dlatego wygospodarowanie więcej czasu na odpoczynek wśród przyjaciół i randki z Mężem. Bo w życiu nie można wyłącznie pędzić. Czasem też trzeba się zatrzymać.
W oczku mamy nowe rybki, ale póki co są jeszcze maleńkie.
Ta azalia ma przepiękny zapach - gdy kwitnie nie da się przejść obok niej obojętnie. Obłędna woń. Niestety nie znam nazwy tej odmiany.

Tamaryszek już nie kwitnie, ale tutaj na zdjęciu jeszcze go uchwyciłam.
W tym roku taras wygląda tak. Czekam aż pelargonie się rozkręcą i będą bujniej rosnąć. Kusi mnie, by kupić jeszcze coś wiszącego do donicy, ale jeszcze wciąż to rozważam.



W którąś niedzielę byłam na targu staroci - uwielbiam to miejsce! Można znaleźć piękne perełki.
Poniżej moje zdobycze - kilka koszyków wiklinowych, które uwielbiam, wykorzystuję je do zbierania ziół, garnki emaliowane za grosze, sliczny konik bujany, kamionki i wiele innych.
Dzieci bardzo cieszą się z globusa - oczywiście tak jak i patelnia Tefala to nie staroć, ale i takie rzeczy można było tam kupić o wiele taniej.

Do malutkich dzbanuszków włożyłam drobne kwiatki.





A Zosi spodobał się konik :)
Czy Wy też zachwycacie się naszymi łąkami rzepakowymi? Uwielbiam ten intensywnie żółty kolor.
A to już mój przystojniak Tadzio - Chłopak o złotym sercu, który dzieli się wszystkim z innymi. Czasem sam nie zje, by komuś sprawić radość. Jestem z Niego taka dumna.

Nikoś - kochany mały Mężczyzna wrażliwy na krzywdę innych. Gdy tylko jestem smutna zrobi wszystko by było mi wesoło. Uwielbia zadania matematyczne, ma świetną pamięć i szybko uczy się wielu rzeczy. Chętnie pomaga mi w kuchni, może kiedyś zostanie kucharzem?

Zosia urzęduje w piaskownicy:)

Zaliczyliśmy też jedno wesele naszych znajomych z salsy na którą chodzilismy kilka lat temu (kiedy to było? 4 lata temu? 3?)
Grześ zamówił nową śrubę napędową do motorówki, tutaj jeszcze szczęśliwy, potem już nie bardzo, bo rozwaliliśmy ją na Wiśle... Niestety uderzyliśmy w coś wystającego  na głębokości 2,5m, pomimo tego, że nie było niczego takiego widać. Zaraz za śluzą musielismy nawrócić do Tyńca. Niestety podpłynięcie pod Wawel nie wyszło. Będziemy jeszcze próbować, ale  w sezonie, gdy większe jednostki przepchną to, co zalega na trasie.
Postanowiłam, że więcej wieczorów spędzać będę na tarasie, popijając lampkę domowego wina. I póki co mi sie to udaje. Gdy Grześ był w delegacji dwa razy miałam przyjaciół, z którymi cieszyliśmy się czasem na tarasie przy bachatowej muzyce. Z Grzesiem także mi się to udało, ale wciąż czekamy na cieplejsze wieczory.
Udało mi się odtworzyć smak ukraińskiego torta robionego przez Julię. Jestem z tego powodu ogromnie szczęśliwa. To będzie mój standardowy tort, bo pokochałam piec takie blaty. Jest to czasochłonne, ale przyjemne.
Któregoś dnia mojemu Mężusiowi zamarzyła się beza, więc nazajutrz gdy był w pracy, upiekłam bezowe ciasto. Musiałam je chronić przed Zosią - pożeraczem borówek:)
Oby w tym roku borówek było dużo i malinek także, bo będzie miał kto je wyjadać (mam na myśli Zosię i Nikosia w szczególności, bo Tadzio to bardziej jabłka, gruszki i banany lubi). Martwię się też o czereśnie, bo  w tym roku jest plaga mszyc i totalnie opanowały te drzewa...

2 komentarze:

  1. Super, że udało Ci się zwolnić, bo ja nawet po 60- tce tego nie potrafię:-) Wasze szczęście dodaje sił, dobrze, że o tym piszesz Klaudusiu, bo życie jest naprawdę ciężkie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteście wspaniałą rodzinką, taką jakich dziś mało. W dodatku nie przechodzicie obojętnie obok krzywdy drugiego człowieka. A Waszym ogrodem zachwycam się niezmiernie od lat. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń