poniedziałek, 28 września 2015

Przyszła mama się nudzi:)

   Tak kochani, tak to jest, kiedy jestem uziemiona w domu... Prawdę powiedziawszy faktycznie z dnia na dzień potrafię coraz słabiej się czuć. Niedzielę praktycznie przeleżałam, nie miałam zbyt wiele energii, ledwo wysiedziałam na mszy. Tadzio za to energii ma za nas dwoje, rozpycha się, skacze i szaleje w brzuszku. Teraz pewnie cieszy się, że Tatuś wrócił po czterech dniach z Gdańska i wreszcie ma kogo kopać po pleckach w nocy:)
   Zawsze byłam energiczną osobą, która nie lubi siedzieć bezczynnie w miejscu, a w mojej głowie zawsze kotłowały się różne pomysły, dlatego będąc zmuszoną do przystopowania moich zapędów jest mi dosyć ciężko... Z tego powodu staram się robić rzeczy, które są jeszcze w zasięgu moich możliwości, ja po prostu lubię mieć zajęte czymś ręce. Jednego dnia wymyśliłam sobie, że mogę zająć się juką i dracenami, które porosły już kurzem. Ich przecieranie nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy pod słońcem, ale mogłam to robić na siedząco i wynagrodziły mi one ślicznym wyglądem. Teraz będą mogły swobodniej oddychać.
   Co można robić innego? Telewizja... Mam swoje ulubione programy, są to między innymi:  "Maja w ogrodzie" (aczkolwiek teraz oglądając ją żal mi tego, że nie mogę za bardzo podziałać w moim ogródku...), "Nasz nowy dom" - wzruszający program, w którym naprawdę biedne rodziny dzięki pomocy mediów i sponsorów otrzymują nowy, wyremontowany domek, takich programów powinno być więcej, bo robią dużo dobrego dla innych. Kolejnym ulubionym programem jest "Dorota Was urządzi", prowadzony przez przesympatyczną Dorotę Szelągowską, która wręcz zaraża swoim zapałem działania. Jeden z odcinków zainspirował mnie do zrobienia karuzeli dla Tadzia. Co prawda w programie Dorota wykorzystała filc jako materiał, ja jednak postanowiłam wykorzystać to, co uda mi się kupić taniej na placu targowym. Tak oto zakupiłam żółty koc, niebieski obrusik i białe prześcieradło z ciekawą fakturą. Potem jeszcze dokupiłam szary sweterek, bo chciałam mieć akcenty szarości. I tak to wyszło:
 Najpierw wycięłam, pozszywałam i wypchałam watą chmurki, gwiazdki, księżyc, serduszka, samoloty i balony... Potem w ogrodzie znalazłam gałązki wierzby mandżurskiej i postanowiłam wykorzystać ją do karuzeli. Wysuszyłam w piekarniku, następnie pomalowałam farbą fasadową białą, a mój Grzesiaczek pomógł mi zamontować haczy i połączyć oba elementy.
 Następnie zawiesiłam gałązki na nowo kupionej lampie (o niej za chwilkę) i doczepiałam kolejne elementy.
 Ponieważ brakowało mi szarych akcentów, postanowiłam dorobić jeszcze trzy szare elementy wycinając kształty ze sweterka kupionego na ciuchach za grosze. I tak teraz prezentuje się karuzela.

   W pokoju Tadzia dwie ściany zamierzam pomalować rączkami Mężusia na szary kolor (Porcelain Thought Tikkurila), dwie pozostałe ściany będą żółte (czyli takie jak teraz). Grzesiaczek zbyt zadowolony z pomysłu przemalowywania z pomarańczowego na szary nie jest, ale argumentowałam moją decyzję tym, że w ciąży nie miałam żadnych wyszukanych zachcianek, nie wysyłałam Go do sklepu w środku nocy, a pokój Tadzia z połową szarych ścian jest moją wewnętrzną potrzebą:) Zresztą nie ma już odwrotu, farba zakupiona i czeka na wykorzystanie:)
   Poniżej podusia z IKEI i pozytywka za 5 zł zakupiona na ciuszkach. Pozytywka nie grała, Grześ ją rozebrał i naprawił.
   Lampa... Od dawna nosiliśmy się z zamiarem kupienia jej, kiedy tylko zobaczyliśmy ją w Agata Meble, jednak jakoś szkoda nam było pieniążków. W końcu stwierdziliśmy, że co sobie mamy żałować, w końcu lampa się przyda, a jest to wydatek na lata. Tak więc lampę zakupiliśmy i korzystamy z chęcią:) Wprowadza przyjemny klimat do salonu i ładnie podświetla kamień na ścianie. Nie wiem, czy uda mi się to oddać na zdjęciach, ale trudno...


A to aniołek, którego dostałam od mojego Mężusia na szóstą rocznicę ślubu. Jest przepiękny. Dziękuję Kochanie:*
 I kilka drobiazgów, którym czasem nie mogę się oprzeć, a które potrafią w prosty sposób odmienić wnętrze i nadać pomieszczeniom przytulności. Poduszki z Pepco:
 Dwie ramy na zdjęcia z Biedronki, które wykorzystałam do wypełnienia wnęki przy kominku... Wsadziłam do nich zdjęcia z naszej brzuszkowej sesji wykonanej przez Dominikę Sowę.
   A to skrzyneczka na klucze z Pepco. Moją starą lawendową, z której nie do końca byłam zadowolona wymieniłam właśnie na nią.  

I znowu ramka z Biedronki:) Ta jest dwustronna, więc stanęła na ladzie oddzielającej salon od kuchni. Kiedy gotuję mogę cieszyć się z tego zdjęcia, a kiedy jestem w salonie z innego.

 I na koniec zwykła metalowa miseczka na owocki:)

I na koniec ogród... Nie byłabym sobą, prawda?:) Hibiskus bylinowy - zakup, którego nie można pożałować...
 Trawka rośnie i cieszy oko... Grześ już nie może doczekać się pierwszego koszenia.

Miłego tygodnia Wszystkim, trzymajcie się cieplutko.

3 komentarze:

  1. Też mam tą dwustronna ramkę i czaje się na tą Skrzyneczke na klucze już kilka miesięcy ale zawsze inne wydatki.. jest piękna! Wychodz sobie na ogródek później będzie Ci ciężko ruszyć się z malenstwem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Asiu, w ogrodzie to jestem codziennie, ale już nie wszystko mogę robić, chociaż zapał jest... Chwasty rosną, jesień już jest, wiele elementów trzeba usunąć, chociażby warzywniaczek, przygotować do zimy, a tu nie ma jak za bardzo... A Ty kiedy coś nowego wrzucisz do siebie? Nie mogę się doczekać:) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Hibiskus cudowny!
    A wszystko, co czeka na Tadzia, jeszcze cudowniejsze. Jesteście wspaniałym małżeństwem.
    Tadziu będzie bardzo szczęśliwy!

    OdpowiedzUsuń