W tym roku dopiero teraz wybraliśmy się do Chańczy, w której w zeszłym roku byliśmy kilkukrotnie ze znajomymi. Teraz wybraliśmy się z moim Tatą i jego drugą żoną oraz znajomymi. Pogoda nam się udała, nie było super ciepło, szczególnie wieczorami, ale najważniejsze, że nie padało. Byli tam znajomi, którzy zwodowali skuter wodny i każdego z nas na nim przewieźli. Mój Mężuś złapał bakcyla i już za tydzień zrobił sobie patent sternika motorowodnego, a znajomy obiecał znaleźć nam odpowiedni skuter dla naszej rodzinki. Takie spontaniczne szaleństwo. Tak więc w kolejnym sezonie śmigać będziemy kamperkiem z przyczepką na skuter.
Na terenie małego kempingu (w zasadzie był to ośrodek skupiony głównie na wynajmowaniu dużych domków), był niewielki plac zabaw, kilka prostych, ale wspaniałych huśtawek zawieszonych na drzewach, piaszczysta plaża, pomost, zadaszone wiata oraz miejsce na ognisko.
Dzieciaki z chęcią korzystały z placu zabaw. Tadzio jak zwykle opiekował się Zosią całkiem chętnie.
Zosia - dumna mama na spacerze z córeczką:)
A tutaj Zosia dosiada swojego rumaka. Była wielce niezadowolona, że tylko ona nie może się przejechać naprawdę, szczególnie gdy widziała swoich Braci, gdy byli wożeni tym szybkim pojazdem:) Oj, lament był wielki. Już buty biedna ściągała, bo obserwowała jak inni to robią zanim wsiądą na skuter.
Poniżej Tadzio po przejażdżce z Tatą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz