czwartek, 27 sierpnia 2020

Kamperowe podróże - Pogoria, Katowice, Niedźwiady Małe i Białe.

   Od 14 do 23 sierpnia przebywaliśmy na urlopie. Planowaliśmy przemieszczać się w inne miejsce co trzy dni. Pierwotnie naszym pierwszym przystankiem miała być Pogoria 4 na Śląsku, jednak nasze plany zmieniły się diametralnie, gdy tam dotarliśmy. Najpierw nawigacja poprowadziła nas wyboistą i piaszczystą drogą wlekącą się przez dwa kilometry podczas których stresowałam się, czy później gdy ewentualnie popada, to damy radę w ogóle stamtąd wyjechać...Kamper bujał się na boki, Grześ robił też wszystko, aby ominąć gałęzie mogące zarysować lakier. W końcu gdy dotarliśmy na miejsce, ogarnął nas dziwny niepokój, stanęliśmy obok starego kamperka, na którego widok się ucieszyłam, jednak gdy wysiadłam z naszego pojazdu, by powiedzieć dzień dobry, spotkałam się ze zdziwieniem pani, która siedziała przed swoim samochodem. Jej twarz naznaczona była tym typowym alkoholowym wyglądem...Zrobiło mi się przykro. Kaszlałam i dusiłam się w kurzu i piasku wzbijanym przez jeżdżące co sekunda wściekłe quady, które szalały po całym terenie... Nie mogłabym tutaj puścić wolno moich Synków, bo zaraz któryś wylądowałby pod kołami takiej maszyny. Pył osiadał wszędzie, nie dało się tam normalnie oddychać, co to za przyjemność bycia w tym miejscu...? Postanowiliśmy szybko poszukać czegoś innego...


Powyżej zdjęcie z Pogorii 4, na którym nie ujęłam ludzi, którzy nas otaczali...
Trafiliśmy ostatecznie do Katowic, na zaciszny, kulturalny Kemping 215 z wydzielonymi parcelami, dużymi sanitariatami oraz sporym basenem na terenie ośrodka. Spędziliśmy tam dwie doby. Zwiedziliśmy okolicę, Chłopcy wyszaleli się na rowerkach, wykąpaliśmy się w basenie, byliśmy na pysznych lodach w klimatycznej knajpce nad miejską plażą i generalnie miło spędziliśmy czas.  Oto kilka migawek z Katowic:      



Moja Perełka ślicznie pozowała do zdjęć...
Uwielbiam wspólne spacery, kiedy to razem, całą Rodziną poznajemy okolicę, każde z nas dostrzega coś innego, na coś innego zwraca uwagę i dzielimy się swoimi spostrzeżeniami. Chłopcy pokazują nam swój dziecięcy świat, a my niekiedy tłumaczymy im nasz, dorosły.
Kto by pomyślał, że w centrum Katowic jest piękna miejsca plaża, zalew nad którym można łowić oraz przyjemne miejsca do posiedzenia i relaksu?
Potem planowaliśmy pojechać na Kemping Molo Osiek i do Zatorlandu, jednak sprawdziliśmy pogodę i okazało się, że w tych rejonach ma mocno padać... Tak więc jak to bywa na caravaningu - plany się zmieniają w zależności od różnych czynników (tym razem była nim pogoda) i uderzylismy pod Lichen - do Niedźwiadów Małych, na nasz pierwszy w życiu kemping u Sikory. To tam nasza przygoda się zaczęła.
   I podobnie jak w zeszłym roku, teraz także zakotwiczyliśmy obok najbardziej imprezowej i głośnej ekipy z przyczepy... Pół nocy nieprzespanej, za to dowiedzieliśmy się dużo różnych ciekawostek o znajomych i rodzinie wspomnianych ludzi z przyczepy... Wiecie jak niektórym języki się rozwiązują po dostatecznej ilości procentów, prawda? Takie typowe Polaków nocne rozmowy...Ale były i też tańce, nie myślcie sobie. A co, po co myśleć o innych i dbać o ich odpoczynek nocny, skoro stopy same rwą się do tańca? Biedna dwie panie miały tylko jednego partnera, więc później skoczyły jeszcze do innych sąsiadów (dobrze, że nie zapukały do naszych drzwi).
   No tak...Czasem i takie są uroki kempingów:) W każdym bądź razie rankiem nasi Chłopcy już od 8 śmigali na rowerkach obok ich przyczepy i jakoś nie miałam siły ani ochoty ich uciszać. 
  Kemping u Sikory cechuje się cudownym dojściem do jeziora, piaszczystą plażą oraz naprawdę ciepłą wodą. Pan Piotr - właściciel jest przepoczciwym człowiekiem i bardzo go lubimy. W zeszłym roku byliśmy tutaj na Bożym Ciele (19-23 czerwca). Było wspaniale, miło wspominamy ten wyjazd. Zorganizowane były różne atrakcje - karuzela dla dzieci, potańcówka z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę, ognisko, kurczaki z rożna i wiele innych rzeczy. Woda była też ciepluteńka.
Tym razem pozostaliśmy tylko jedną dobę, skorzystaliśmy z wody, a później zdecydowaliśmy się jechać dalej, gdyż znowu pogoda pokrzyżowała nam plany.

Poniżej dzieło Tadzia - po lewej Nikoś, a po prawej ja z szyszek i patyków. Początkowo miałam mieć nogę z...niedopałka papierosa, wyobrażacie sobie? Na mój protest Tadzio naprawił mi nogę:)
Zdjęcie poniżej wykonane zostało przez Nikosia... Jestem w szoku jak ten mały 3latek pięknie kadruje.
A to zdjęcie w rewanżu zrobił Tadzio. Ujął słodką minkę.
Spakowaliśmy się i zdecydowaliśmy wyruszyć nieco na wschód, do miejscowości Białe nad Jezioro Białe koło Gostynina. Trafiliśmy na Plażę Pod Lipami - małe pole namiotowe (nieco drogie, ale z jakimi widokami!), gdzie zostaliśmy już do niedzieli, bo tak było wspaniale. Piękna piaszczysta plaża, woda czyściusieńka, bo to jezioro polodowcowe, wzdłuż ośrodka cudowne, monumentalne, bardzo stare, potężne lipy, w których się zakochałam. Ludzie parkowali między nimi samochody i rozbijali swoje namioty, aby schłodzić się w te upalne dni. Dawały taki błogi cień i wytchnienie.
   300m od naszej plaży był kościółek, bar, a 500m sklep. Czego chcieć więcej. Nawet na terenie ośrodka był mały wózek z zapiekankami, goframi i lodami, z którego korzystaliśmy codziennie. Były też rowerki wodne, więc Chłopcy mieli radochę (ja zostałam z Zosieńką w kamperze). Niewielki plac zabaw spełniał potrzeby naszych Synków i innych dzieci. Było też miejsce na ognisko i zjeżdżalnia do wody oraz piękny drewniany pomost przy którym karmiliśmy łabędzie.

Stanęliśmy przy samej plaży i taki widok miałam z okna kuchennego. Coś wspaniałego...
Oto wspomniany pomost i zjeżdżalnia do wody. Można było także korzystać z tutejszych zabawek (koparek, lawet, wiaderek itp.)
Kiedy przybyliśmy na miejsce były tam zaledwie dwie inne przyczepki oraz kilka namiotów. Dopiero na weekend zjechało się mnóstwo ludzi. Popatrzcie jak blisko plaży stanęliśmy. Uwielbiam możliwość obserwowania zabawy Chłopców mogąc jednocześnie siedzieć przy kamperze i np. popijać kawę.

Woda jest taka przejrzysta...
A wieczorami robi się miły klimat. Nasi Chłopcy kładą się spać koło 19, więc wtedy mamy z Grzesiem czas dla siebie. Zosia budzi się jeszcze na jedno karmienie, a potem też zasypia twardym snem.



Na zdjęciu poniżej można zobaczyć jak wielkie są pnie tych lip... Coś niesamowitego.
Kocham bale ze słomą, uwielbiam ich widok na polach. Nie oparłam się pokusie, by zrobić im zdjęcie.




Zdjęcie poniżej znowu jest autorstwa Nikosia, robił nam je z kampera, z okna w części jadalnej. Jak widać z nami ustawiły się już namioty.

A wieczorkiem było takie oto przepiękne niebo z ogromną tęczą...


 Jeszcze pokażę Wam jak wyglądała nasza plaża z lotu ptaka (drona w tym przypadku).

Jeśli kiedyś tam będziecie - polecam to miejsce. Nie jest tanio, bo za kampera, dwie dorosłe i trójkę dzieci (Zosia nieliczona) zapłaciliśmy 85zł za dobę, jednak stwierdzam, że było warto. 
  Wróciliśmy do domu z licznymi wspomnieniami z kolejnych nowych miejsc.

3 komentarze:

  1. Bardzo lubię spędzać czas na wszystkich czterech Pogoriach. Śmieję się, że jest tam czasami prawie jak nad morzem. Nawet w zeszłym tygodniu razem z przyjaciółmi na Pogorii 3 oglądaliśmy deszcz perseidów. W ogóle lubię jeziora, chociaż boję się w nich kąpać. Najważniejsze, że odpoczęliście. Piękne zdjęcia.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, widocznie trafiliśmy na zły moment w tej Pogorii... Albo na złą Pogorię :(

      Usuń
  2. Jesteście wspaniali i ślicznie wyglądacie.

    OdpowiedzUsuń