wtorek, 20 października 2020

Poznajcie Buddiego!

   Od ponad miesiąca szukaliśmy pieska do adopcji. Zależało nam na małym lub średnim piesku, który komfortowo czułby się z nami w kamperze (dlatego nie myśleliśmy o dużym psie, by bez problemu zmieścił się pod naszym stolikiem), nie chcieliśmy też szczeniaczka, bo wiadomo - jest pełen energii, siusia jeszcze niekontrolowanie, często trzeba wychodzić z nim na spacerek, generalnie niemowlaka to ja już mam, więc rozglądaliśmy się za dojrzałym już pieskiem. Niestety wszystkie schroniska, do których dzwoniłam odmówiły nam, gdyż nie chciały brać odpowiedzialności za psa w przypadku posiadania w domu małych dzieci. Było nam bardzo przykro, ale rozumieliśmy w pełni taką decyzję.

   I tak oto trafił nam się Buddy - szczeniak rasy gończy słowacki (kopov). Tak, nie planowaliśmy szczeniaka, ale ten tak nas oczarował, że podjęliśmy decyzję o jego adopcji od innej rodziny, która kompletnie dla niego nie miała czasu. Był on nietrafionym prezentem dla syna, a rodzice nie mieli możliwości zajmowania się nim... Buddy na imię miał Ares, ale już w kamperze nazwaliśmy go inaczej. Nawet nie płakał za swoimi poprzednimi właścicielami, widać, że nie zdążył się do nich przywiązać. Buddy urodził się 25 maja 2020, ma prawie 5 miesięcy. Mamy go od 10 października, do tej pory poczynił spore postępy - lepiej chodzi na smyczy, mniej podgryza, nieco mniej skacze po ludziach (ale wciąż nad tym pracujemy), uczy się komend "Siad", "daj łapę", "leżeć" oraz "obrót" (i bardzo dobrze mu to wychodzi! Bardzo się stara i widać, że mu zależy). Najwięcej kłopotów mam ze szczekaniem - kiedy Grześ wychodzi do pracy, Buddy bardzo za Nim tęskni i daje temu wyraz szczekaniem. Nie zawsze mam czas zająć się nim akurat w tym czasie, by się z nim pobawić i by skierował swoją uwagę gdzie indziej. Jednak jak tylko to zrobię, Buddy przestaje skomleć i szczekać i skupia się na zabawie, bardzo szczęśliwy, że poświęcam mu czas i uwagę.

   Gończy słowacki to bardzo uparte pieski, więc w ich wychowywaniu trzeba być bardzo stanowczym i konsekwentnym. Ale Buddy naprawdę poczynił postępy, a przecież wciąż jest jeszcze malutkim szczeniakiem.

Kolejna rzecz nad którą pracujemy to aportowanie (bardzo kocha biegać i przynosić rzecz, jednak oddawanie jej jest wyzwaniem) oraz kwestia zazdrości odnośnie Zosi. Kiedy zajmuję się Zosią Buddy na samym początku chciał wyleźć ze skóry. Bardzo był zazdrosny. Jednak odkąd się bliżej zaznajomili - tej zazdrości jest mniej, teraz jest jej kumplem, a Ona bardzo się śmieje gdy go widzi.




Poniżej krótkie filmiki... Na jednym Buddy pokazuje jak kocha Zosię...

A na drugim nasze treningi. Wybaczcie bałagan w  kuchni, ale tam zawsze się dużo dzieje, a ja już nie mam siły ani czasu, by za każdym razem ogarniać blaty, czy podłogę.


A tu Zosieńka się przytula. Takie kochane z Niej dziecię... cudowna jest, taka grzeczna i wiecznie uśmiechnięta. Obecnie walczymy już czwarty tydzień z katarkiem... Nawet Dicortineff nie zadziałał należycie. Najpierw próbowałyśmy naturalnymi środkami, jednak katar to coś, czego chyba najciężej jest się pozbyć. Od katarku jest też kaszelek. Teraz niby katar mniejszy, ale myślałam, że po tygodniu stosowania Dicortineffu w końcu całkiem przejdzie...


Życzę Wam wszystkim dużo zdrowia, bo to co się obecnie dzieje, jest przerażające. Jeśli już zachorujemy, to łagodności nam życzę, aby ten covid lekko przejść i nie potrzebować pomocy szpitali...

2 komentarze:

  1. Rodzinka się pięknie powiększyła.:) Życzę Zosi szybkiego powrotu do zdrowia. Wszystkiego dobrego dla Was, trzymajcie się zdrowo.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodziutki Buddy. Dzieci będą miały kolejną okazję do nauczenia się(a może lepiej potrenowania) odpowiedzialności. Mam nadzieję, że u Zosi to tylko przeziębienie.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń