Co ta Chańcza w sobie ma, że już kolejny raz nas przyciąga? Jest to po prostu piękne miejsce, ale też mamy tak cudownych znajomych. Nasi Chłopcy również uwielbiają tam jeździć (Zosia nie ma jeszcze swojego zdania chyba na ten temat:)).
Tym razem korzystając z uprzejmości znajomych Chłopcy mogli po raz pierwszy przejechać się quadem oraz popływać chwilkę (na płyciźnie oczywiście) na dmuchanej desce. Zawsze to doświadczenie czegoś nowego.
Jak zwykle wspaniale spędziliśmy czas. Było ognisko, były tańce, było patrzenie w gwiazdy, puszczanie styropianowych samolotów, kopanie w piasku i tworzenie cudów przez Tadzia, spacerki z rowerkami, pyszne posiłki na łonie natury z widokiem na jezioro i wiele innych rzeczy.Jak zwykle zabrałam ze sobą kawałeczek ogródka, by przyjemniej siedziało nam się przy stole.
Zosieńka ciągle się uśmiechała, rzucała uśmiechami do każdego, wszystkich rozczulała. Bo to taka pozytywna mała Kobietka jest :*
Naprawa rowerka podczas spacerku przez Super-Tatę...
Były też liczne zdjęcia robione nam przez zdolnego Trzylatka. Nikoś bardzo lubi robić nam fotki.
A oto autor niektórych zdjęć:)
Tatuś karmi Zosieńkę. Jabłuszko i bananek.
Chłopcy i ich superlekkie samoloty...
Robiliśmy zawody (ja miałam trzeci, niebieski samolot), w których każdy był wygranym.
Wiaderka, to niezbędne przedmioty zabierane do kampera.
Braterska miłość...
Wspomniana rybka, z którą Tadzio bardzo się związał.
Zosia i jej darmowe uśmieszki. Zupełnie za darmo i bezinteresownie.
Taki klimat był wieczorami, które były niestety dosyć zimne.
Którejś nocy Tadziowi udało się także załapać na pokaz fajerwerków wystrzeliwanych po drugiej stronie jeziora.
Spacer po zaporze... Dużo wody zostało spuszczonej, więc plaża jest szersza.
W lasku....