sobota, 15 lutego 2020

Dzień Pizzy oraz poszukiwanie śniegu


 18 dni do porodu, przebieram już nogami z jednej strony, a z drugiej chcę też zapamiętać ten ostatni czas jedynie z moimi Chłopcami.
  9 lutego pojechaliśmy do pobliskiego Domu Kultury na Dzień Pizzy, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Najpierw wszyscy obejrzeliśmy zabawny filmik jak pies robi pizzę, później moi Chłopcy otrzymali białe fartuszki i czapki kucharskie, zasiedli do stołu i zaczęli wałkować przygotowane uprzednio ciasto. Później rozsmarowywali sos pomidorowy na placku i posypywali go serem. Kiedy byliśmy gotowi, panie kucharki zabierały placki do piekarnika. Czekając na pyszną pizzę Chłopcy kolorowali wydrukowane kawałki pizzy oraz brali udział w różnych zabawach. Był też słodki poczęstunek. Baaardzo nam się to podobało, Chłopcy długo wspominali Dzień Pizzy oraz smak zrobionego przez siebie pizzowego placka. Bo był naprawdę pyszny.






W ten sam weekend udaliśmy się w końcu na poszukiwanie prawdziwej zimy, bo tego roku nasi Chłopcy nie widzieli śniegu. Udało nam się znaleźć śnieg w Kasinie Wielkiej, jednak nie zatrzymaliśmy się tam, bo nie mogliśmy znaleźć dogodnego miejsca na zjazd na sankach. Za to w Lubomierzu oraz Szczawie Chłopcy w końcu mogli pozjeżdżać na sankach. Biedny Tatuś, to na Jego głowie było ciągnięcie obu sanek, bo ja musiałam się oczywiście oszczędzać. Ale cieszyła mnie strasznie radość Chłopców. Zima zaliczona! Teraz możemy ze spokojem czekać na wiosnę:)


Robili też różne prace plastyczne, które potem zostały podarowane Babciom i Ciociom. A ja zrobiłam im dwa pajączki przy użyciu włóczki, czarnych drucików kreatywnych, ruchomych oczek oraz kleju na gorąco.

wtorek, 4 lutego 2020

Chłopcy już kochają Zosię

Do porodu 30 dni... A ja cieszę się miłością Chłopów do nienarodzonej jeszcze Zosi... Kilka sytuacji...
1. Poprosiłam Tadzia, gdy leżałam na kanapie starając się odpocząć, by przykrył moje gołe nogi kocykiem. On nie tylko przykrył mi nogi, ale i brzuszek dorzucając: "Żeby Zosi było ciepło"
2.Nikoś delikatnie przytula się do brzuszka i mówi: "Kocham Zoooosię...."
3. Opowiadam wieczorem Chłopcom, że jak będę rodzić Zosię, to prawdopodobnie zostanę w szpitalu jakieś trzy dni. A Tadzio przerażony "W szpitalu? Ale jak to, przecież tam nie ma zabawek!" Martwił się, że Zosia nie będzie miała czym się bawić.




    Wciąż liczę na to, że spadnie u nas śnieg i w końcu będziemy mogli ulepić symbolicznego bałwana oraz chociaż raz zażyć jazdy na sankach... Niestety takie są skutki zmian klimatycznych, które ludziom wydostały się spod kontroli... Bardzo ubolewam nad tym, że ludzie niszczą świat, nie szanują tego, co dane nam jest od Boga. Płoną lasy w Amazonii, płonie prawie cała Australia od kilku dobrych miesięcy... Panują tam niesamowite upały, a deszcz prawie nie pada. W Polsce sytuacja hydrologiczna również jest niedobra, brakuje wody w wielu regionach, nie są budowane zbiorniki retencyjne, a ludzie marnują wodę, nie szanując jej wcale, uważając, że zawsze będzie nam dana. Dlatego też próbuję nauczyć Chłopców jak ważne jest dbanie o nasze środowisko, szanowanie i oszczędzanie wody oraz wszelkich zasobów (chociażby prądu). Od zeszłego roku mamy fotowoltaikę (czyli produkujemy swój własny prąd ze słońca), jednak to nie zwalnia nas z obowiązku dalszego oszczędzania prądu. Uczę Synków, że trzeba gasić światła w pokoju, jeśli obecnie w nim nie przebywamy, wyłączać wszystkie sprzęty, które nie są używane.
    Chciałabym mieć więcej siły i energii, ale obecnie odliczam dni do porodu, bo jest mi bardzo ciężko. Chciałabym bawić się z Chłopcami na dywanie, ale jedynie co mogę zrobić, to wymyślać aktywności, które mnie nie obciążają. Ostatnio zrobiłam im tor przeszkód z tunelem z krzeseł i kocyka, z tunelem z Tatusiowej karimaty (złączyłam jej brzegi taśmą pakową), garnków, na które wychodzili oraz kilku innych rzeczy przez które skakali.
    Zrobiliśmy też wyklejane kwiaty dla Prababć Chłopców. Wycięłam Chłopcom dziurkaczem ozdobnym małe kolorowe kwiatuszki, narysowałam kontury kwiatu na kartce, dałam kleje, a oni przyklejali wycięte elementy do kartki.
     Innym razem robili jeża z kolorowych pinezek oraz kuli styropianowej. Bardzo podobało im się wciskanie pinezek do kuli. I nie - nie było żadnych ofiar, Chłopcy zostali ostrzeżeni przed ewentualnym zagrożeniem i jakoś udało im się uniknąć zranienia.
    Kolejną zabawą było przenoszenie z kartonu do kartonu małych autek przy użyciu moich klamerek do włosów, które miały udawać dźwig. Świetnie m poszło.
    Kiedy indziej wsuwali długi sznurek w wąski otwór butelek, a małe koraliki wciskali w niewielkie otwory w słoikach.
    Wczoraj robiliśmy też teatrzyk cieni, kiedy już się ściemniło. Do takiej zabawy wystarczy latarka lub lampka, prześcieradło oraz różne przedmioty, których kształt będzie się pojawiał jako cień na prześcieradle. 

    Uwielbiają też bawić się w bazę, którą zazwyczaj robię z kocyka zawieszonego między futrynami okien i fotelem. Na górze mają też swój mały niebieski namiot, do którego kupiłam im też małą lampkę na baterię. W środku mają podusię i dużo zabawek. Niestety namiot będzie musiał zniknąć jakieś dwa miesiące po narodzinach Zosi, bo stanie tam jej  szczebelkowe łóżeczko. 

A korzystając z okazji, że mnie czytacie, zapraszam Was do pomocy biednej, chorej na SMA Marysi Miąsko, która potrzebuje prawie 9 milionów, by wyjechać do Stanów i otrzymać lek, który uratuje jej życie. Jeśli potraficie sobie odmówić dziś drobnej przyjemności, proszę wspomóżcie zbiórkę, która niestety stoi w miejscu. Każda złotówka się liczy, nie myślcie, że Was najmniejsza kwota nie zrobi różnicy, bo każda przybliża do końca...