czwartek, 30 listopada 2017

Listopad... drugie urodziny Tadzia, małe radości, grabienie liści i inne

Na czym zleciał nam listopad? Na przygotowaniu do urodzin Tadzia, grabieniu ciągle spadających liści, ostatnim w tym roku koszeniu, pieczeniu pierwszych pierniczków, pieczeniu kruchych ciasteczek, spotkaniu klasowym (mojego Mężusia spotkałam w liceum, w klasie i teraz mamy wspólne spotkania), szczepieniu Nikosia (waży 9,3 kg mając 5,5 miesiąca! ah, mój kręgosłup), masażu PeLoHa dla dwojga (coś wspaniałego, o tym za chwilkę), odwiedzinach Przyjaciół, codziennej rutynie związanej z opieką nad Bobasami oraz codziennym zmęczeniu związanym z opieką nad cudownymi Bobasami.
   Tak, pomimo szczęścia, jakie mnie ogarnia, każdego dnia jestem zmęczona, czasem budzę się nawet bez większej energii. Zdaje się, że nocne wstawanie do Nikosia pomimo tego, że robię to najwyżej dwa razy, to jednak odbija się na organizmie. Marzy mi się dłuższy urlop Grzesia, aby był w domu tak ciągiem jakieś dwa tygodnie, ale zdaje się, że mogę o tym pomarzyć jedynie. Ciągle coś na przeszkodzie. Miesiąc temu wyleciał nawet do Kanady, a ja zostałam z dzieciakami sama na długich kilka dni. W dodatku w dzień wylotu Męża okazało się, że moja Mama wylądowała w szpitalu... I ku przestrodze napiszę Wam, że ledwo Ją odratowali, to było coś strasznego. Wyobraźcie sobie, że w niedzielę rano wylądowała na SORze w szpitalu Św. Rafała w Krakowie z wysoką gorączką, ostrym bólem brzucha oraz wymiotami. Została potraktowana w skandaliczny sposób przez rejestratorkę, która prawie Ją wyśmiała, ironicznie pytając czego się spodziewa z bólem brzucha, oni mogą jej jedynie dać zastrzyk przeciwbólowy i przeciwwymiotny. Poleciało jeszcze kilka nieprzyjemnych zdań z ust tej pani,po czym zaaplikowany został wspomniany zastrzyk. Kiedy w końcu lekarz zdecydował się przyjąć moją Mamę, zadał jej idiotyczne pytanie "i co przeszło pani?", chociaż widział, że zwija się z bólu. Następnie ledwo co dotknął tylko brzucha i stwierdził, że to jakiś wirus. Nie zamierzam ukrywać nazwiska tego oszołoma - był to Paweł Wąsik, obyście nie mieli przyjemności wpaść w jego ręce, bo może się to skończyć tragicznie. Odesłał Mamę do domu. Kobieta wykupiła wszystkie leki z recepty i męczyła się całą niedzielę, całą noc i prawie cały poniedziałek... W międzyczasie pytałam, czy zrobili Jej usg na tym sorze, aby wykluczyć inne przyczyny gorączki oraz bólu brzucha. Nie, doktor Wąsik stwierdził najwyraźniej, że nie ma takiej potrzeby przy ostrym bólu brzucha. Wydało mi się to dziwne, aby wirus objawiał się aż tak dogłębnym bólem. W końcu Mama nie wytrzymała, cierpienie było zbyt duże i w poniedziałek po południu wezwała karetkę. Lekarze byli z tego samego szpitala, jednak podejście zupełnie inne. Szybko trafiła na blok operacyjny, bo okazało się, że wylał się wyrostek robaczkowy i operowana powinna być natychmiast w niedzielę rano, kiedy pojawiła się po raz pierwszy na SORze. Doszło do zapalenia otrzewnej... Wyrostek był kompletnie zgnity i to cud, że moja Mama przeżyła tak długo. Dosłownie cud, wierzę, że to jedynie Boża zasługa, bo w nocy z niedzieli na poniedziałek, kiedy karmiłam Nikosia modliłam się za zdrowie całej Rodziny. Jestem wdzięczna, że zostałam wysłuchana. Dlatego kochani, jeśli kiedykolwiek traficie na SOR z podobnymi objawami nigdy nie dajcie się zbyć, nie można tego bagatelizować...
   Bardzo przeżyłam wydarzenia związane z moją Mamą, a samotna opieka nad dwójką maluszków nie dodała mi sił. Na szczęście to już jest za nami. Teraz wspominać mogę te wesołe momenty, a było ich mnóstwo. Ostatnio miło mi się zrobiło, bo otrzymałam zdjęcia z wesela, na którym byliśmy we wrześniu. Chętnie powtórzyłabym tą imprezę, było tak miło, rodzinnie, wytańczyłam się z Mężusiem i z moimi Chłopakami.

Zdjęcie powyżej jest z momentu, kiedy tańczyliśmy do dedykacji od Grzesia :*
A to już masowa produkcja kruchych ciasteczek.  Spakowane do pudełek są też pierniczki z otworkami do zawieszenia na choince. W zeszłym roku ciągle podjadane były przez Tadzia, w tym roku pewnie będzie to samo.
Nikoś chętnie leży sobie na macie i bawi się różnymi maskotkami.
Lubi też leżeć na brzuszku, co mnie cieszy, bo Tadzio za tym aż tak nie przepadał.
I znowu na brzuszku, na macie:)

Tadzio to wielki przytulak. Uwielbiam, kiedy biegnie do mnie wołając mmmaaamoooo i kończy okrzyk tuląc moje nogi. Kochany.

Nikoś jak chyba każde dziecko kocha podziwiać świat będąc na czyichś rączkach. I teraz jeszcze nie robi mu różnicy czyje to ręce:) Do każdego jest przyjaźnie nastawiony.
A teraz kilka drobnostek, małych zmian w domu, które zawsze mnie cieszą. Poniżej dwie rozetki zawieszone w pokoju gościnnym. Zrobiłam je dawno temu, najtrudniej było je wymalować.
Poniżej koszyk, który kupiłam w Agata Meble. I mam tu na myśli ten druciany, czarny na owoce:) Staram się, aby owoców zawsze u nas było pod dostatkiem, Grzesiowi każdego ranka przygotowuję wraz z drugim śniadaniem do pracy. Tadzio też czasem zje bananka lub jabłko.
W górnej łazience niewielka zmiana - powiesiłam zasłonki przy lustrze.
Również do górnej łazienki zakupiłam komodę, którą samej udało mi się złożyć. W koszu na bieliznę wymieniłam też niebieskie wstążki na szare. Takie drobiazgi, a czasem potrafią dużo zmienić.
W kuchni zawiesiłam inne zasłonki. Takie same zamówiłam do salonu, jednak kiedy przyszły załamałam się, bo w tym całym pośpiechu źle wymierzyłam długość i kiedy je wyprasowałam i szczęśliwa powiesiłam, okazało się, że są...o 45 cm za krótkie... Nie mam pojęcia jak mogłam aż o tyle się pomylić... Już prawie opłakiwałam pieniądze wyrzucone w błoto, kiedy wpadłam na pomysł, aby spróbować napisać do firmy, która szyła mi te zasłonki. Opisałam całą sytuację, że z mojej winy zasłony nie pasują na okna w salonie i że jest mi bardzo smutno. Bardzo miła pani wkrótce odpisała, abym odesłała zasłonki, a oni doszyją gładki pas na samym dole i policzą jedynie za szycie bez materiału. Są dobrzy ludzie na tym świecie! Byłam przeszczęśliwa, że uda się to jakoś uratować. Tak więc w przyszłym tygodniu powinnam cieszyć się już nowymi zasłonami w salonie.
Nikoś tutaj w roli słodkiego marynarza:) Uwielbiam całować Jego skórę i wąchać Jego ciałko. Pachnie najpiękniejszymi perfumami na świecie. Szkoda, że nie da się takiego zapachu zamknąć w słoiku na zawsze... Pewnie każda mama o tym marzy, by móc codziennie doświadczać tego zapachu niemowlaka.


Lubimy się też wygłupiać:) Tutaj Nikoś nurek:)


Nie ma to jak dwaj Bracia.  Oj, już czuję co to się będzie działo, jak oboje będą kiedyś psocić.
Jesienne listopadowe widoki są już wspomnieniem... Teraz za oknem mnóstwo śniegu. Mam nadzieję, że śniegu nie zabraknie w te święta. Ostatnimi czasy śniegu w grudniu było jak na lekarstwo. Może tym razem będzie inaczej.




Po raz pierwszy zrobiliśmy dwudniowe urodziny dla Tadzia. W pierwszy dzień przyszła Rodzina, a w drugi Przyjaciele. Pomysł ten zaczerpnęłam od koleżanki, która robi tak od kilku lat, bo wszyscy nie zmieściliby się jednego dnia. U nas jest podobnie, zawsze muszę myśleć jak pomieścić wszystkich gości. Robiąc dwudniową imprezę jest co prawda więcej pracy, ale przynajmniej możemy zaprosić więcej Przyjaciół. Okazuje się, że nasz salon na imprezy jest zbyt mały. W czerwcu nie będzie takiego problemu, bo będzie cieplej i zawsze można przedłużyć salon o taras, tym bardziej, że chcemy go częściowo zadaszyć.
   Na każdą imprezę staram się robić jakieś nowe przysmaki, eksperymentuję i oceniam co najlepiej się sprawdza. Teraz zrobiłam na przykład sałatkę warstwową, która w pierwszy dzień faktycznie nią była, a w drugi, ponieważ zostało jej połowa, to zamieniła się ona w zwykłą sałatkę. Polecam, warstw dużo, smakuje pysznie i myślę, że ładnie też wygląda.
Podałam ją w towarzystwie niezawodnych jajek na twardo z małą chmurką majonezu z groszkiem. Jajka są na każdej imprezie, zawsze mają wzięcie.

Inne przekąski to różyczki z ciasta francuskiego z papryką, wędliną, serem żółtym i serkiem almette, naleśniczki z tortilli smażonej  na suchej patelni z serem żółtym, pieczarkami i wędliną, nuggetsy, galaretkowiec, tortilla z gyrosem z sosem czosnkowym (mniam!), natomiast kochana Teściowa upiekła torta.
Były też roladki z wędlinki :)
Tutaj z nuggetsami jest rolada serowa z kurczakiem, papryką i pieczarkami oraz wegetariański pasztet.
Zakupione na Alliexpress mróweczki niosły kuleczki serowe oprószone pistacjami oraz orzechami włoskimi. Jako towarzystwo - kabanosy.
Ciasta były trzy - kaszak, który ostatnio jest jednym, z najczęściej u nas robionych ciast, galaretkowiec oraz szarlotka sypana.
Tutaj mini-pizze oraz roladki z tortilli, które często robię na tego typu imprezy, są świetne jako jedzenie typu finger food.




Były jeszcze zwykłe galaretki oraz skrzydełka w miodzie, ale nie zdążyłam zrobić zdjęcia. Przepis na skrzydełka w miodzie mam od mojej Przyjaciółki i odkąd zrobiłam je pierwszy raz, są częstym gościem na imprezach.




Obawiam się, że kolejny post będzie już świąteczny z moim tempem ostatniego pisania... Z resztą z roku na rok coraz wcześniej przystrajane są wszelkie sklepy, budynki, a także prywatne domy. Ja zaczynam tydzień przed Wigilią, ale to w Wigilię ubieramy choinkę jako ostatnią.
   Kochani, życzę Wam dużo zdrowia, aby nigdy nie opadały Was siły. Doceniajcie to co macie, cieszcie się każdym dniem, bo kto wie co przyniesie Jutro i lepiej nie żałować, że Wczoraj zostało przeoczone...
******
EDIT
No i zapomniałam napisać Wam o tym cudownym masażu, jakim jest PeLoHa. Jeśli chcecie się zrelaksować jak nigdy w życiu, to gorąco polecam spróbować ten masaż. Najlepszy na jakim byłam. Nazwa pochodzi od słów Peace, Love i Harmony, stworzony został przez parę Australijczyków (Earle). Jest on połączeniem najlepszych technik z wielu masaży (klasycznego, polinezyjskiego, refleksologii, akupresury i wielu innych). Do tej pory myślałam, że Lomi Lomi będzie moim ulubionym masażem. Myliłam się. To właśnie PeLoHa zdobył moje serce. W Krakowie polecam Panią Renatę Bartnikowską, która tryska pozytywną energią, którą naprawdę się czuje podczas masażu. Ja czułam niesamowite ciepło oraz przyjemne dreszcze. Gorąco polecam.

piątek, 10 listopada 2017

Wracamy pamięcią do października....

   Doszło do tego, że nie mam czasu w konkretnym miesiącu pisać na bieżąco, ale muszę sięgać pamięcią wstecz... Po prostu brak czasu przy dwójce absorbujących Pociech. Szczególnie gdy oboje są tacy malutcy. I pomimo tego, że nie mam prawa narzekać, bo mam dwa Aniołki, to jednak chodzę zmęczona  i nieraz pomimo znalezienia chwilki wolnej, to zawsze znajdzie się coś innego do roboty albo po prostu już muszę odpocząć. Dodatkowo przyplątała mi się jakaś kontuzja kolan, więc miesiąc miałam przerwy od siłowni, teraz powróciłam, ale jedynie na lekkie ćwiczenia - na rowerku i przyrządach oraz na macie, bo niestety bieżnię muszę odpuścić, długie dystanse za bardzo obciążały moje nogi, które i tak całe dni nie mają wiele odpoczynku. Zamówiłam dla siebie i Mężusia godzinny masaż PeLoHa i nie mogę się doczekać tych 60 odprężających minut tylko dla nas, naszego relaksu. Najpierw jednak kogoś muszę skombinować do pozostania z dziećmi oraz załatwić termin, w którym mój Mąż nie będzie miał żadnej delegacji - bo ostatnio na przykład wyleciał mi na tydzień do Kanady (wtedy to dopiero byłam padnięta, sama z dziećmi przez taki długi czas!).
    Udało mi się wreszcie wywołać zdjęcia...Nie robiłam tego przez rok, więc nazbierało się ich sporo... Przy pierwszym dziecku jest zupełnie inaczej - z niczym nie czekałam, pierwsze zdjęcia wywołane były bardzo szybko i niezwłocznie wisiały oprawione w ramki. Przy drugim jakoś bardziej odwleka się to w czasie.
   Październik nie obfitował w zbyt piękną pogodę na którą tak liczyłam, więc dalej nie nacieszyłam się prawdziwą jesienią... Natura dziwnie się zachowuje, niektóre drzewa całkiem straciły liście, podczas gdy inne albo całkiem się przebarwiły albo wcale albo częściowo... Róże w dalszym ciągu chcą kwitnąć, tyle na nich pączków, to samo z pelargoniami - mnóstwo przygotowanych do kwitnięcia kwiatostanów.
    Tadzio to taki kochany przytulasek. Biegnie do mnie wykrzykując "maaaammmaaa!" a potem obejmuje moje nogi bardzo mocno i wtula twarz we mnie. Uwielbiam te chwile, odwzajemniam uścisk i mówię, że Go kocham. Tak naprawdę to jakbym wygrała los na loterii - mam wspaniałą Rodzinę, to największe szczęście, jakie może spotkać człowieka. Jeszcze tylko żeby nigdy nie zabrakło nam zdrowia...
   Nikoś 8 listopada skończył 5 miesięcy. Lubi leżeć na brzuszku i podziwiać świat oraz poczynania starszego Brata z tej perspektywy.

Tadzio gdy może wciąż korzysta z pogody...
A to mój mały Ogrodnik, już czyta odpowiednią literaturę podrzuconą przez mamusię:) Oczywiście nie siedzi jeszcze sam, to tylko tak na chwilkę do zdjęcia. Za wcześnie na samodzielne siedzenie.
Najsłodszy widok świata - śpiące dziecko, z rączkami rozłożonymi po bokach... Totalnie bezbronne i urocze.
Znowu jesteśmy na brzuszku....

Chyba każde dziecko uwielbia przytulaski. A ja kocham wdychać zapach swojego Synka - jednego i drugiego. Zapach beztroski, rozkoszy i cudowności.

Nikodemek wszystko wciska sobie do buzi.
A Tadzio w swoim pojeździe. Trzeba go ładować kilka godzin, by móc jeździć około dwóch.

A gdy po drodze skończy się bateria....no cóż, kierowca musi dopchać do domu swojego rumaka...


Nikoś ciągle jest radosny, aczkolwiek miał kilka trudniejszych dni, ale potem odkryłam, że po prostu miałam mniej pokarmu i nie wystarczało na Jego potrzeby. Więc teraz ponownie oprócz mm otrzymuje mieszankę.


Czasem prześmieszne są te Jego minki:)
Braterska miłość - uroczy widok.

Taki uśmiech czeka na mnie, gdy popatrzę na Nikodema.

Mały elegancik w imieninki swojego Brata (28 październik).




Świętowaliśmy w cudownej rodzinnej restauracji - Kto wypuścił Skowronka w Krakowie. Polecam, pyszne jedzonko. Stek z tuńczyka niebo w gębie.


Co do ogrodu, to doczekałam się swoich pierwszych owoców kiwano. W smaku przypominają ogórka, ale mają tysiąc razy lepsze właściwości zdrowotne i składniki odżywcze.
Trzmielina oskrzydlona ma teraz swój czas. Szkoda, że niedługo straci te piękne, czerwone liście.


Ten klonik już dawno potracił te piękne kolory...Teraz jest już golutki. Pozostało zdjęcie.
Jarmuż będzie zdatny do zbierania jeszcze przez dużo dni. To bardzo wytrzymała i wdzięczna roślina. Polecam do uprawy, nie sprawia problemów.
W tle borówki amerykańskie zmieniające swe kolorki.
Powyżej klon czerwony, a poniżej glediczja Sunburst.
Chryzantemy - charakterystyczne kwiaty o tej porze roku.

A reszta to już filmiki - dla tych najwytwarlszych:)