czwartek, 22 października 2020

Brzydki początek jesieni, oby w końcu wyszło słońce i zrobiło się cieplej

 Rok temu o tej porze była piękna, ciepła jesień, bawiliśmy się na weselu w Warszawie, gdzie pojechaliśmy kamperkiem, aby mieć gdzie nocować. Wspominam to z rozrzewnieniem, bo teraz ciągle albo zimno albo siąpi, nie ma kiedy wyjść na spacerek i nacieszyć się jesiennymi kolorami. Strasznie boję się, że zbyt szybko wszystkie liście opadną i nie będzie typowo złotej, polskiej jesieni, którą tak kocham.

    Rok 2020 okazał się taki trudny pod tyloma względami... Covid na pierwszym miejscu, ale też anomalie pogodowe, najpierw susza, potem zbyt obfite deszcze, teraz taka przygnębiająca pogoda i zbyt wczesne uderzenie wszelkich chorób... Moi Chłopcy we wrześniu już po dwóch tygodniach lekko się przeziębili. Być może to przez wietrzenie sal co dwie godziny... Tak czy siak rok temu Tadzio zachorował dopiero po trzech miesiącach. Na szczęście na razie za nami tylko przeziębienia, bez gorączki i gorszych objawów. Cały czas faszerujemy się naturalnymi specyfikami, które robię na bieżąco (profilaktycznie sok z buraka oraz syrop na bazie miodu, cytryn, czosnku i imbiru, ja zamiast syropu - olej z czarnuszki, który kupuję z zimnego tłoczenia). Gdy Chłopców zaczyna coś brać mam szereg innych naturalnych sposobów, które wprowadzam od razu (bańki, żyworódka, gałganek Aliny, inhalacje z soli fizjologicznej, maść majerankowa, herbatki z wszelkich ziół zbieranych przez ten rok, moczenie stópek w ciepłej kąpieli z gorczycą - Nikoś to uwielbia itd.) Jak ognia unikam nienaturalnych środków farmaceutycznych. Uznaję jedynie witaminy, których sami nie potrafimy wyprodukować - daję Chłopcom oraz sama biorę witaminę D3 oraz C. Ja dodatkowo zażywam kwas foliowy, bo u mnie z żelazem różnie bywa, a z doświadczenia wiem, że kwas pomaga lepiej przyswajać żelazo z pokarmu. Gdy regularnie oddawałam krew panie zawsze się dziwiły skąd u mnie taki ładny poziom hemoglobiny, ale przestawały się dziwić, gdy wskazywałam na kwas foliowy jako powód.

Pelargonie już powoli wchodzą w stan spoczynku, mają za mało słońca i za niskie temperatury, aby produkować nowe kwiaty.
Klon przy tarasie pięknie się przebarwia, a nam brakuje możliwości, by częściej go podziwia
W kąciku marokańskim winobluszcz trójklapowy również szaleje kolorystycznie.
Napadało też mnóstwo liści, które początkowo miałam w planie posprzątać, jednak potem z tego zrezygnowałam - nadają kącikowi jesiennego uroku i tajemniczości.

Na zimę pochowam jedynie stoliczek oraz krzesełka, bo jednak nie będę tam przesiadywać zimową porą, a szkoda byłoby, aby ząb czasu zniszczył je wcześniej niż to konieczne.
W dolnej łazience zaszła jedna miała zmiana, która bardzo mnie cieszy - zakupiłam naprawdę prosty, tani dywanik z Pepco. Myślę, że dobrze wpasował się do reszty i nieco ożywił wnętrze.
Wykorzystałam również resztki skręcanego sznurka i wykonałam nowy lampion na słoju. Wzór jest stosunkowo prosty, ale myślę, że dosyć urokliwy, szczególnie jak zapali się w lampionie tealighta.
Ponieważ nieuchronnie zbliżają się chłodniejsze noce, chcąc uchronić niektóre pelargonie i zachować je na przyszły rok, zdecydowałam się zabrać dwa egzemplarze do domu, a także ukorzenić kilka szczepek.
A tutaj macie naszą Rodzinę Adamsów :D Chłopcy bardzo lubią temat duchów, strachów i potworów, więc wiedziałam, że te wszystkie maski sprawią im nie lada radochę i to na długie lata (o ile będę dbała, by odkładali na miejsce zanim Buddy się dorwie do masek).
Zosiaczek - Potworaczek :)

   W planach mam kupno prawdziwego łóżka piętrowego dla Chłopców (nie takiego wysuwanego i niskiego jak mają obecnie), bo po pierwsze - są już na to dostatecznie duzi i bardzo by się cieszyli, po drugie nie trzeba by było wysuwać dolnego łóżka i tracić przestrzeń w pokoju. Przyznam, że większość czasu dolne łóżko jest po prostu rozłożone, bo nikomu nie chce się go wsuwać. Skutkiem czego w pokoju dzieci jest mniej przestrzeni do zabawy. Zdecydowałam się zamówić takie oto łóżko, które w przyszłości pomieści także Zosię, bo chciałabym, aby dzieciaczki jak najdłużej dzieliły się pokojem. Gdy zajdzie taka potrzeba, dopiero wtedy odizolujemy Zosię od Chłopców.


Nasze łóżko będzie w kolorze białym. Jest to model Cezar z lanomeble.pl
W ten weekend planujemy odświeżyć dwie ściany w pokoju Dzieci, usunąć obrazki, które tam wiszą, zagipsować dziury po dyblach oraz pomalować powierzchnię. Mamy już chętną panią na dotychczasowe łóżko Chłopców, więc dopóki zamówione łóżko nie przyjdzie, to Chłopcy spać będą małżeńskim łóżku w pokoju gościnnym, taka przygoda:)

wtorek, 20 października 2020

Poznajcie Buddiego!

   Od ponad miesiąca szukaliśmy pieska do adopcji. Zależało nam na małym lub średnim piesku, który komfortowo czułby się z nami w kamperze (dlatego nie myśleliśmy o dużym psie, by bez problemu zmieścił się pod naszym stolikiem), nie chcieliśmy też szczeniaczka, bo wiadomo - jest pełen energii, siusia jeszcze niekontrolowanie, często trzeba wychodzić z nim na spacerek, generalnie niemowlaka to ja już mam, więc rozglądaliśmy się za dojrzałym już pieskiem. Niestety wszystkie schroniska, do których dzwoniłam odmówiły nam, gdyż nie chciały brać odpowiedzialności za psa w przypadku posiadania w domu małych dzieci. Było nam bardzo przykro, ale rozumieliśmy w pełni taką decyzję.

   I tak oto trafił nam się Buddy - szczeniak rasy gończy słowacki (kopov). Tak, nie planowaliśmy szczeniaka, ale ten tak nas oczarował, że podjęliśmy decyzję o jego adopcji od innej rodziny, która kompletnie dla niego nie miała czasu. Był on nietrafionym prezentem dla syna, a rodzice nie mieli możliwości zajmowania się nim... Buddy na imię miał Ares, ale już w kamperze nazwaliśmy go inaczej. Nawet nie płakał za swoimi poprzednimi właścicielami, widać, że nie zdążył się do nich przywiązać. Buddy urodził się 25 maja 2020, ma prawie 5 miesięcy. Mamy go od 10 października, do tej pory poczynił spore postępy - lepiej chodzi na smyczy, mniej podgryza, nieco mniej skacze po ludziach (ale wciąż nad tym pracujemy), uczy się komend "Siad", "daj łapę", "leżeć" oraz "obrót" (i bardzo dobrze mu to wychodzi! Bardzo się stara i widać, że mu zależy). Najwięcej kłopotów mam ze szczekaniem - kiedy Grześ wychodzi do pracy, Buddy bardzo za Nim tęskni i daje temu wyraz szczekaniem. Nie zawsze mam czas zająć się nim akurat w tym czasie, by się z nim pobawić i by skierował swoją uwagę gdzie indziej. Jednak jak tylko to zrobię, Buddy przestaje skomleć i szczekać i skupia się na zabawie, bardzo szczęśliwy, że poświęcam mu czas i uwagę.

   Gończy słowacki to bardzo uparte pieski, więc w ich wychowywaniu trzeba być bardzo stanowczym i konsekwentnym. Ale Buddy naprawdę poczynił postępy, a przecież wciąż jest jeszcze malutkim szczeniakiem.

Kolejna rzecz nad którą pracujemy to aportowanie (bardzo kocha biegać i przynosić rzecz, jednak oddawanie jej jest wyzwaniem) oraz kwestia zazdrości odnośnie Zosi. Kiedy zajmuję się Zosią Buddy na samym początku chciał wyleźć ze skóry. Bardzo był zazdrosny. Jednak odkąd się bliżej zaznajomili - tej zazdrości jest mniej, teraz jest jej kumplem, a Ona bardzo się śmieje gdy go widzi.




Poniżej krótkie filmiki... Na jednym Buddy pokazuje jak kocha Zosię...

A na drugim nasze treningi. Wybaczcie bałagan w  kuchni, ale tam zawsze się dużo dzieje, a ja już nie mam siły ani czasu, by za każdym razem ogarniać blaty, czy podłogę.


A tu Zosieńka się przytula. Takie kochane z Niej dziecię... cudowna jest, taka grzeczna i wiecznie uśmiechnięta. Obecnie walczymy już czwarty tydzień z katarkiem... Nawet Dicortineff nie zadziałał należycie. Najpierw próbowałyśmy naturalnymi środkami, jednak katar to coś, czego chyba najciężej jest się pozbyć. Od katarku jest też kaszelek. Teraz niby katar mniejszy, ale myślałam, że po tygodniu stosowania Dicortineffu w końcu całkiem przejdzie...


Życzę Wam wszystkim dużo zdrowia, bo to co się obecnie dzieje, jest przerażające. Jeśli już zachorujemy, to łagodności nam życzę, aby ten covid lekko przejść i nie potrzebować pomocy szpitali...

niedziela, 18 października 2020

Zatorland - kraina dinozaurów oraz wspaniałej rozrywki

 W końcu udało mi się zabrać Dzieciaczki do Zatorlandu. Odkładałam to i odkładałam, aż w końcu w ostatni weekend września zrealizowałam nasze małe marzenie. Wykupiliśmy dwudniowy bilet wraz z noclegiem na polu kempingowym River Park, bo oczywiście pojechaliśmy tam kamperem.

   Powiem Wam, rozrywka przednia! Dzieciaki nie wiedziały co ze sobą zrobić ze szczęścia. W Zatorlandzie można zwiedzić chyba największy w Polsce Park Dinozaurów z ruchomymi eksponatami, zabawić się w Lunaparku oraz w Parku Owadów, przepłynąć się barką w Parku Mitologii, przejechać się klimatyczną kolejką oraz obejrzeć film w 5D. Bardzo cieszyliśmy się, że przybyliśmy tam po sezonie, gdyż na większości atrakcji byliśmy...sami! Diabelski młyn? Tylko ja i Chłopcy... Dino-kolejka? Cała dla Tatusia i Tadzia (Nikoś był za mały, atrakcja dla dzieci od 110cm)... Wieża? Na wyłączność dla mnie i Chłopców itd itd... Jedynie biedna Zosieńka nie znalazła tam atrakcji dla swojego wieku, ale Jej to chyba było jeszcze obojętne, nie wyglądała na zmartwioną. Bezpiecznie i komfortowo. Większy tłum pojawił się dopiero po południu.

Zapraszam na szybkie migawki z naszej wycieczki oraz dla wytrwałych - kilka filmików.
























sobota, 17 października 2020

Kolejne makramy

 Chyba wkręciłam się na dobre na jakiś czas... Znowu pochłonęły mnie sznurkowe szaleństwa... Cieszę się, bo wreszcie sprawia mi to znowu radość, relaksuję się tworząc coś nowego. Znowu cieszy mnie dotyk bawełnianych sznurków. Oto co ostatnio zmajstrowałam.

Na próbę zamówiłam sznurek miętowy, z którego najpierw zrobiłam coś takiego:



A potem do kompletu kwietnik, który może też pełnić funkcję lampionu lub trzymadełka do owoców, bądź też wazonu na kwiaty - wystarczy włączyć wyobraźnię, możliwości są ogromne. Można tam nawet wsadzić słodkiego misia:)

W kolorze ecru zrobiłam do kampera, póki co nie jest na sprzedaż.
Następnie wymyśliłam poniższy wzór, który bardzo mi się spodobał i takich kwietników powstało więcej, w różnych kolorach.



Który kolor przemawia do Was najbardziej? Ja uwielbiam ecru, ale on nie na każdej ścianie wygląda kontrastowo, z białymi nieco się zlewa, najpiękniej wygląda na szarym tle.
Skończyłam też projekt na drzwi do kampera, ale niestety nie miałam jeszcze okazji, by zrobić odpowiednie zdjęcie.

 Póki co skończyły się sznurki, więc trzeba zamówić kolejne:) Dawno też nie robiłam łapaczy snów, więc może podziałam również w tym kierunku.

piątek, 9 października 2020

Kamperowy klimacik oraz strachy na lachy


Jeszcze przed tak wielkim wzrostem zachorowań, jaki mamy teraz (matko, ponad 4000 było wczoraj!), zapragnęłam ugościć grono moich najbliższych Przyjaciółek, które mieszkają w pobliżu, w naszym kamperku. Dziewczyny uznały ten pomysł za niesamowity i z entuzjazmem zostawiły swoje pociechy z tatusiami, wbijając na dorosłe tym razem spotkanie (bo zwykle gdy się spotykałyśmy, to z dziećmi). Chciałam stworzyć odpowiedni klimat w naszym Kampusiu, aby Dziewczyny poczuły co ja czuję, gdy nim jeździmy. Chciałam, żeby doświadczyły tej miłości do caravaningu, tego, jak bardzo można to pokochać. I by poczuły się wyjątkowo. Dlatego do zawieszonych już cotton ballsów dołączyłam jeszcze girlandę lampek, którą zwykle wieszam na zewnątrz na markizie, zapaliłam mnóstwo lampionów wykorzystując te moje makramowe słoje oraz puściłam nastrojową bachatową muzykę. Upiekłam tartę z brokułami oraz ciasto cukiniowe, a jedna z Przyjaciółek przyniosła pyszny, upieczony przez siebie chlebek z cebulą. Przez krótkofalówkę zamawiałam u Grzesia, który został z naszą trójką w domu, wrzątek na herbatę, aby już w kamperze tego nie robić. Wieczór był chłodny, więc uprzednio zagrzałam w kamperze, ale i to okazało się zbędne, bo zrobiło nam się ciepło bardzo szybko i nawet nieco otworzyłyśmy okienko.
   Na stole położyłam bukiet kwiatów z ogródka, oczywiście obowiązkowo. Czekając na Dziewczyny, zrobiłam kilka zdjęć.



Wciąż marzy mi się zmiana tapicerki na szarą, ale zwlekam z tym jeszcze, bo nasze małe dzieciaczki zaraz by ją załatwiły. A tak przynajmniej nie szkoda, gdy coś rozleją na siedzenia, na kanapę, czy łóżka.
  Tadzio sprawdza się fantastycznie jako starszy Brat. Kiedy na początku to Nikoś był najbardziej zafascynowany i zainteresowany Zosią, to teraz Tadzio codziennie się nią zachwyca.
Czyż nie wyglądają razem uroczo?
Zosia podnosi już pupkę do góry i ani się obejrzymy, a będzie raczkować, potem dreptać...
Chłopcom urządziłam dzień strachów. Znalazłam w szafie dedykowane do twarzy kredki, którymi wymalowałam ich lica. Mieliśmy ubaw po pachy, polecam!






Jeszcze się pochwalę moim młodszym Synkiem (trzylatek)...

Miłego piątku i weekendu! Oby przyniósł odpoczynek

środa, 7 października 2020

Moje Dzieciaczki Rozrabiaczki :)

Tytuł postu jest oczywiście żartem, moje Szkraby to chyba najgrzeczniejsze dzieci pod słońcem. Uczuciowe, empatyczne, mądre, rozsądne i takie samodzielne. Jednak pomimo tego często czuję się totalnie zmęczona, spragniona dłuższego towarzystwa dorosłych, rozmowy z kimś powyżej 20 lat:) Coraz częściej mnie to dopada, bo tak naprawdę od 5ciu prawie lat całe moje dnie poświęcam dzieciom. Jestem przeszczęśliwa, że je mam, a mimo to czasem brakuje mi normalnej rozmowy i spokoju. Mój umysł działa cały czas, nawet jeśli chłopcy bawią się ze sobą, a Zosia śpi, to ja cały czas czuwam, nasłuchuję, a cisza jest dla mnie czymś dziwnym i alarmującym.
   Na wiele rzeczy nie mam czasu, ogród już dawno poszedł w odstawkę, pocieszam się jednak, że taki stan rzeczy nie będzie wiecznie trwał, że z każdym rokiem powinno już być lepiej.  Jednocześnie jednak odczuwam wyrzuty sumienia, że już pragnę tych chwil, kiedy będę miała więcej czasu dla siebie, bo wiem, że równie mocno chcę tego, żeby jednak wciąż byli tacy mali, by nie dorastali... Ale w życiu nie można mieć wszystkiego, prawda?
   Dlatego ostatnio dużo zrzędzę ze zmęczenia i takiej trochę samotności pomimo mnóstwa wspaniałych Przyjaciół wokół mnie (jednak pandemia znacznie ogranicza nasze kontakty). Wiem, że nie jestem z tym sama, jest mnóstw matek, które borykają się z jeszcze większymi problemami i składam im hołd, bo to prawdziwe ciche bohaterki. 
   Teraz jest wieczór, mój Mężuś wróci później, a ja wykończona dzisiejszym dniem postanowiłam położyć Chłopców...po 17.00 Nie było z tym najmniejszego problemu, bo Nikoś sam usnął wcześniej, a Tadzio zgodnie do niego dołączył. Teraz jest 18.16 i Zosia również zapada w objęcia Morfeusza... Mam to szczęście, że cieszę się spokojnymi wieczorami, bo tak naprawdę Chłopcy normalnie idą spać koło 19.00, a Zosia niedługo po nich. Wtedy mam krótki czas na oddech, bo sama kładę się spąć niewiele po 22, gdyż wcześnie rozpoczynamy dzień, cała nasza piątka.
Dawno temu zrobiłam Chłopcom kilka plansz z ulicami. Bawią się tym do tej pory. Na jakiś czas je chowają, zapominają, a potem znowu są jak nowe.

Tadzio chce być majsterkowiczem albo złotą rączką :) Tak powiedział. Dlatego chętnie doświadcza różnych przyrządów, oczywiście pod moim okiem. Myślę, że kiedyś naprawdę poradzi sobie w życiu.

Nikoś ćwiczy szlaczki. Mając w domu starszego Brata, który już trzeci rok chodzi do przedszkola, sam doświadczał wcześniej wszelkich plastycznych prac, które robiłam z Tadziem. Nikoś zawsze chętnie wszystkiego próbował.
Tadzio zaczyna swoją przygodę z literkami... Jeszcze ich nie zna (a Nikoś tak!), ale póki co próbujemy je pisać.

Bracia chętnie opowiadają sobie co jest w książkach. Mówię Wam, to taki uroczy widok!
 

Ach, niech nie rosną...

Wybraliśmy się raz do tężni solankowej w Bochni. Chciałabym jeździć tam częściej, bo to idealne miejsce na wzmocnienie odporności przed zimą.
Po tężni poszliśmy na pyszną gorącą czekoladę serwowaną przez pobliską kawiarnię, a wracając do samochodu zahaczyliśmy o super plac zabaw, całkowicie wykonany z drewna.
Zosia tak opatulona, bo było dosyć chłodno.
A to Zosia już innego dnia, odprowadzamy Chłopców do przedszkola. Teraz od dwóch tygodni nie chodzą, bo Nikoś walczy z katarkiem oraz kaszlem. Niestety również Zosieńka się od Niego zaraziła. Wyciągnęłam wszelkie naturalne środki, no i walczymy... W poniedziałek wzięłam ich oboje do pani doktor, by osłuchać, bo zawsze strach wzbudza we mnie zapalenie płuc, którego mogę nie rozpoznać... Wolę, aby płucka były sprawdzone. Na szczęście oboje są czyści osłuchowo.
A takie prace jesienne zrobiła grupa Tadzia (Żabki) i Nikosia (Słoneczka). Słodziaki, nie?
Tutaj pracujemy nad ludzikami z kasztanów:) Tadzio z wkrętarką, świetnie Mu szło. W tle Zosia obserwuje prace Chłopców.
Ludziki gotowe:)


Życzę Wam i sobie dużo siły. Dużo zdrowia. I dużo wytrwałości w czymkolwiek potrzebujecie.