sobota, 27 lutego 2016

Sklepik? I pokój Tadzia

  Coraz więcej osób powtarza mi, że powinnam sprzedawać to, co tworzę. Zawsze sceptycznie do tego podchodziłam, bo sprzedawanie wiąże się z czymś, czego chciałabym uniknąć - sprowadzenia mojego rękodzieła do wartości pieniądza. Jak wycenić włożone serce i czas? Jak wycenić pasję oraz zaangażowanie w każdą kolejną rzecz, która powstaje? Z natury jestem perfekcjonistką, co sama przed sobą musiałam przyznać i czegokolwiek się nie dotknę staram się wykonywać tak dobrze, jak tylko umiem. Często efekt finalny nie do końca mnie zadowala, dlatego nieraz podejmuję kolejne próby, aż będę zadowolona.
   Może to głupie, ale bardzo przywiązuję się do rzeczy, które wyszły spod moich palców, jakby to były takie moje małe dzieci :) Więc w większości robię je dla naszej Rodzinki, przede wszystkim dla Tadzia (na ścianie u Niego już nie ma na nie miejsca!), rozdaję również moim Znajomym jako pieczołowicie wykonane podarki. Takie rzeczy są dla mnie bezcenne i nie wiem jak mogłabym określić dla nich cenę...Pewnie potrzebowałabym kogoś bezstronnego do pomocy:
    Działa to też w drugą stronę - dostając coś wykonanego własnoręcznie potrafię docenić czas i wysiłek włożony w taki prezent. Jest on dla mnie więcej wart, niż coś, co po prostu można kupić. Do tej pory za najwspanialszy prezent od Grzesia uważam pluszowego misia, którego mój Skarbek przyodział we własnoręcznie wykonany sweterek, zrobiony ze skarpetki oraz nadruku z naszym wspólnym zdjęciem. Ten prezent strasznie mnie rozczulił, a miś siedzi sobie teraz w Tadziowym pokoju.
   Wraz z kolejną osobą, która powtarza wciąż to samo "sprzedawaj to co robisz", zaczynam myśleć, że może jest to jakiś pomysł. W końcu nie mogę tego wszystkiego trzymać u nas w domu, bo musiałabym dobudować kolejne pomieszczenie:) Dlatego powoli może i dojrzewam do tego pomysłu. Dużym problemem może być też to, że wykonywane rzeczy są głównie z recyklingu, a więc jeśli chodzi o materiały i masową produkcję, to na pewno to odpada, ponieważ każda rzecz jest wyjątkowa i niepowtarzalna, nie da się zrobić identycznej, szczególnie jak wykorzystam już dany materiał.
   No...zobaczymy:)
   Ostatnio poczyniłam takiego wygimnastykowanego koteczka :) Leży sobie na gałązce, a beztroskie ptaszki się z niego śmieją. Gałązka pochodzi z ogrodu mojej ukochanej Babci, jest to wierzba energetyczna, docelowo miała być tyczką pod fasolę, ale tą jedną wykorzystałam do tego małego projektu, bo jest stosunkowo prosta.
Takich serduszek jak poniżej zrobiłam całe mnóstwo, można je łączyć w dłuższy łańcuszek i zawiesić na przykład przy zasłonce na karniszu. U mnie motywu serc nigdy za dużo:)
Te kotki chyba już znacie, powstało ich kilka, wszystkie z recyklingu oczywiście. Pan Kot:
I Pani Kotka:)

Chorągiewki z literkami powędrowały niedawno do uroczego Mikołaja.
  Chorągiewki dla Jasia wciąż czekają.

A to kolejne serduszko, do których mam słabość:) Tym razem szare z białymi koronkami oraz białą, uroczą kokardką wykonaną techniką na widelcu (polecam!).
 Przyszyłam do nich długi sznurek, dzięki któremu serca można łączyć i wykorzystać na przykład do upięcia zasłonek, jak na zdjęciu poniższym. Ja zawiesiłam takie w pokoju gościnnym na białych zasłonkach.
 Z mojej bluzeczki, w której chodzić już nie będę zrobiłam takie oto chmurki. Zobaczyłam podobne w IKEI w którymś z pokoi, zainspirowałam się i zrobiłam swoje.
 Popatrzyłam na nie i stwierdziłam, że są pocieszne, ale wciąż czegoś mi brakowało.
 Więc dorobiłam im jeszcze kropelki deszczu w ciemniejszym, kontrastowym kolorze.

A tak chmurki prezentują się w pokoiku Tadzia przy misiowym baloniku. Zdjęcie niestety troszkę ciemne, za co przepraszam.
A tak wygląda pokoik Tadzia o wczesnym poranku. Dużo frajdy dało mi jego urządzanie. To naprawdę świetna zabawa i duża przyjemność.
 Tu widzicie obudzonego już Tadzika:) Z prawej strony oko Wielkiego Brata -kamerki, która monitoruje go każdej nocki i zgłasza cichym alarmem, kiedy Tadzio zacznie się wiercić.
 Fotel bujany przenieśliśmy tutaj z salonu, kiedy na jego miejsce postawiliśmy choinkę. I tutaj już został:) Po lewej stronie widzicie wspomnianego wcześniej kotka w rozkroku.
I na koniec zmiana w salonie - przez Allegro zakupiłam naprawdę cudowne firaneczki, które w dodatku nie były drogie. Polecam Panią Elżbietę, która w dodatku skróciła mi gratis na moją długość. Nick na Allegro to FIRANY-ELKATEX. Moja firaneczka uszyta jest z kreszowanego woalu w śnieżnobiałym kolorze. Ta sama firanka pasuje zarówno na moje okno 170cm jak i 260cm. Wystarczy nieco mnie pomarszczyć materiał ściągając wszyte taśmy:) W dodatku da się je przepięknie podpiąć po bokach, mam teraz lepszy widok na ogród i taras:)


 A w rogu czai się kolejna kamerka Grzesia...Tak, czuję się inwigilowana:) W dodatku mój Ukochany myśli o kolejnych dwóch, tym razem zewnętrznych... Mam Męża gadżeciarza i nic na to nie poradzę...
 Pokój gościnny po małej metamorfozie - zmiana zasłon oraz drzewko pozbawione bombek, za to obrodziło w serduszka:)
 Podobnie w naszej sypialni. Musimy też wynieść kołyskę na strych, bo Tadzio używa już swojego łóżeczka.
To na tyle kochani, wyjątkowy post bez Tadziowych fotek, ponieważ kolejny post będzie w nie na pewno obfitował:) Miłego dnia, ja uciekam karmić mojego Bobaska.

1 komentarz:

  1. Piękny dom, z duszą. A wytwory rzeczywiście wystaw w jakimś internetowym sklepiku- dziewczyny tak robią, zawsze parę groszy wpadnie do domowego budżetu.

    OdpowiedzUsuń