Czas biegnie i biegnie, a wraz z nim dzień za dniem. Każdy niepowtarzalny, chociaż podobny do siebie. Ten post piszę jedną ręką, bo drugą bujam Tadzia w wózku, chcę żeby jeszcze chwilkę pospał i dał mi wypić kawkę oraz skrobnąć coś tutaj. Udało mi się jeszcze umyć okna w dwóch pokojach na górze, z czego bardzo się cieszę, bo myślałam, że zrobię to dopiero kiedy Grześ wróci z pracy i zajmie się Maluchem. Tadzio ostatnio jest więcej absorbujący niż kiedyś. Jest grzeczny i kochany, ale wymaga więcej uwagi, inaczej szybciej się nudzi, dlatego też mój wolny czas został znacznie ograniczony, skutkiem czego dwoję się i troję, by równocześnie zabawiać go, ale i nie zaniedbywać domowych obowiązków. Przecież obiad trzeba ugotować, podłogę odkurzam codziennie, bo Lucky tak bardzo gubi swoje kłaki... Naczynia trzeba pochować po umyciu przez zmywarkę, a większe garnki i tak trzeba wyczyścić...Pranie samo się nie zrobi, samo nie powiesi, nie poprasuje, nie poskłada i nie pochowa do szaf... A jeszcze okna do umycia (których jest 18!), a jeszcze obie łazienki ogarnąć trzeba, a jeszcze wymopować podłogi, a jeszcze kurze do przetarcia... W dodatku ogród też dopomina się uwagi - ostatnio sukcesywnie go plewiłam korzystając z czasu, kiedy Tadzio słodko śpi w wózeczku. Brałam wtedy motyczkę, rękawiczki i zawoziłam wózeczek ze śpiącym Tadziem blisko mnie, w razie potrzeby kołysząc go, aby pospał jeszcze dłużej. Lucky wiernie nam towarzyszył i pilnował wózka. Jednak chwasty nie dają za wygraną i już tam, gdzie jest poplewione pojawiają się kolejne. I tak w kółko Macieju....
Dodatkowo od czasu do czasu sporządzanie przekąsek dla zaproszonych przez Mężusia Gości, pieczenie ciast itd. Muszę przyznać, nie nudzi mi się:) Wieczorami już nie bardzo mam na cokolwiek siłę, więc jak Tadzio usypia między 19 a 20, to wtedy po prostu padam na kanapę i odpoczywam, co wcześniej nigdy mi się nie zdarzało.
Tak pięknie wszystko się zazieleniło, już wnet moje rododendrony, azalie, tulipany i inne wiosenne kwiaty będą kwitnąć. Cieszymy się też nowymi rybkami w oczku, jest ich teraz mnóstwo i są przepiękne, w różnych kolorach - prezent od Wujka Grzesia, któremu ryby mnożą się jak króliki:)
Tadziowi zamówiłam kreatywną matę piankową, na której może leżeć, pełzać, a jak będzie starszy, to można z niej robić różne ciekawe rzeczy (my mamy taką, tylko kolorową: http://pomockamilkowikrupie.bloa.pl/przykladowa-strona/#comment-2)
Tadzio zajada w dalszym ciągu różne przeciery, włączyliśmy też kaszkę, ostatnio spróbował nawet ketchupu, bo robiliśmy grilla i biedaczek tak patrzył tylko co jest na stole:) Karmię go na leżąco dopóki nie będzie potrafił siedzieć i jest to chyba najłatwiejsza pozycja, bo przynajmniej się tak nie wierci. Nie krztusi się, nie ma problemu z połykaniem, zauważyłam też, że mniej się ślini odkąd ćwiczymy zjadanie stałych pokarmów.
A dziś byliśmy w laboratorium na pobraniu krwi. Jestem z Tadzia taka dumna, bo nawet się nie skrzywił jak pani pielęgniarka ukłuła go w paluszka! Był taki dzielny, spokojnie dał sobie pobrać krew do badania. Ale oczywiście nie obyło się bez nieprzyjemności przed gabinetem w kolejce. Uprzejmie zapytałam, czy przepuszczą nas do badania, jeden pan był miły i powiedział oczywiście, ale druga starsza kobita robiła nam problemy: "a co to, małe dzieci mają pierwszeństwo? A pani z dzieckiem idzie?" Nie, nie idę z dzieckiem, idę ze sobą, tylko tak zachciało mi się targać do ośrodka zdrowia biednego niemowlaka... Co za ludzie... Ja nigdy nie miałam problemu z przepuszczaniem innych, kiedy tylko potrzebowali, potrafiłam być wyrozumiała. A tu jakaś babulinka (żeby nie powiedzieć brzydko babsztyl), który czasu ma na pewno więcej niż ja robi wyrzuty, że śmiem spytać, czy nas przepuszczą. Irytujące są takie sytuacje, szczególnie, że mogłabym po prostu wyciągnąć legitymację zasłużonego Dawcy Krwi i wreszcie zacząć jej używać w przypadku takich kolejek. Niestety podejrzewam, że nie wszędzie jest to respektowane, pomimo tego, że na ścianach jak byk wiszą tabliczki informacyjne. Do tej pory skorzystałam z tego tylko raz, w aptece, kiedy Tatuś z zaledwie miesięcznym wtedy Tadziem czekał na mnie w samochodzie...
To przykre, że ludziom, szczególnie tym starszym brakuje teraz empatii... Tak strasznie narzekają na młode pokolenie, a sami nie potrafią dać dobrego przykładu. Pamiętam, jak byłam w zaawansowanej ciąży i będąc na poczcie pani z okienka chciała obsłużyć mnie pierwszą z własnej woli, ale własnie starsza kobieta podniosła alarm, awanturując się niby czemu tak ma być. Trzeba było widzieć tą niby słabiutką starowinkę z jaką werwą i energią nagle podskoczyła ze swojej ławki, gdzie przedtem ledwo dyszała... W jednej chwili tryskała niesamowitą siłą! Cudowne uzdrowienie.
A wracając do Tadzia, to ciekawe jest obserwowanie jak nabywa nowych umiejętności. Jednego dnia uczy się przewracania z brzuszka na plecki, po to, aby przez następnych kilka dni o tym zapomnieć, a przypomnieć sobie dopiero po tygodniu... Uwielbia też gdy mu się śpiewa, bardzo uważnie wtedy obserwuje twarz i uśmiecha się.
W nocy śpi po około 11 godzin z przerwami (trzema) na jedzenie, podczas których śpi i je, więc nie muszę ponownie go usypiać po odłożeniu do łóżeczka. W ciągu dnia ma trzy drzemki o różnych długościach (najdłużej 3 godziny, średnio jest to godzinka lub półtorej).
Gdyby ktoś przyszedł do nas bez zapowiedzi, to od razu wiedziałby kto króluje w salonie...Na podłodze mata piankowa, mata edukacyjna z wiszącymi pszczółkami i misiami, bujaczek-leżaczek, na narożniku kocyczek, gdyby Tadzio jednak wolał leżeć właśnie tam... Tu i tam jakiś kremik do niemowlęcej skóry, podręczny zapas pieluch, chusteczki nawilżane, kilkanaście zabawek tu i tam... Prawdziwe szaleństwo.
I tak toczy się dzień za dniem, pełen fascynującej obserwacji naszego Maluszka, pełen mnóstwa rzeczy do zrobienia, pełen uśmiechów i miłości, a czasem po prostu pełen zmęczenia, ale takiego dobrego zmęczenia. Martwi mnie tylko tak szybko upływająca chwila. Chwila, która już nigdy do nas nie powróci... Dlatego znowu zdjęciom nie ma końca...Chcę do nich wracać, kiedy Tadzio będzie miał roczek, kiedy będzie miał kilka lat, a potem kiedy będzie dorosły. Będziemy wtedy z Grzesiem wspominać, śmiać się i wzruszać jak cudownie było mieć takiego Szkraba...
I tak toczy się dzień za dniem, pełen fascynującej obserwacji naszego Maluszka, pełen mnóstwa rzeczy do zrobienia, pełen uśmiechów i miłości, a czasem po prostu pełen zmęczenia, ale takiego dobrego zmęczenia. Martwi mnie tylko tak szybko upływająca chwila. Chwila, która już nigdy do nas nie powróci... Dlatego znowu zdjęciom nie ma końca...Chcę do nich wracać, kiedy Tadzio będzie miał roczek, kiedy będzie miał kilka lat, a potem kiedy będzie dorosły. Będziemy wtedy z Grzesiem wspominać, śmiać się i wzruszać jak cudownie było mieć takiego Szkraba...
Buziaki :)))
OdpowiedzUsuńZajrzałam poczytać co u Was słychać :D
Wiem co znaczy taki cudowny Dzieciaczek. Zajmujemy się z mężem 9- miesięcznym Konradusiem na zmianę gdy Synowa idzie do pracy na 8 godzin. Wtedy ani minutki nie ma wolnej. Ale to cudowne wyrzeczenie:-) Buziaki dla Tadzia ślicznego!
OdpowiedzUsuń