środa, 28 sierpnia 2019

Nowe łapacze snów oraz pracowite tygodnie sierpnia

   Na początku chciałam podziękować tym, którzy za pośrednictwem mojego bloga, piszą do mnie maile z zapytaniami o łapacze snów i makramę. Dziękuję za wszelkie zamówienia:) Cieszę się bardzo, że podoba Wam się to, co tworzę. Jest to praco i czasochłonne zajęcie, ale uwielbiam to robić w chwilach "przerwy" pomiędzy różnymi obowiązkami.
   Ostatnio powstały kolejne dwa łapacze. Jeden z trzema obręczami...

a drugi łapacz gigant, który ma aż 147cm długości!


Dwie moje Przyjaciółki urodziły niedawno swoje Pociechy. Wykonałam dla nich dwie pamiątkowe karteczki z małymi metryczkami.


A w domu ostatnio przetwory na tapecie. Tak naprawdę zaczęło się od niepozornego koktajlu z malin i ostrężyn, który wypity został niemal natychmiast. Malinek jest w tym roku mniej, więc tym bardziej trzeba z nich korzystać ile można. Wszystko przez kiepskie opady.
 Potem przyszedł czas na uzupełnienie ciasteczkowych zapasów. Na zdjęciu poniżej ogromny słoik z maleńkimi chrupiącymi gwiazdeczkami. Wkrótce znowu będę musiała je upiec, Wykrawanie ich jest czasochłonne, bo jest to najmniejsza foremka, jaką posiadam, jednak podjadanie je później smakuje najlepiej. Idealnie mieszczą się w buzi, tak na jeden malutki kęsik. Chłopcy je ubóstwiają.

Później wytoczyłam już ciężka działa...Zakupiłam 8 kilogramów pomidorów i kilka kilogramów innych warzyw... Z tych dobroci powstał sos słodko-kwaśny z przepisu podarowanego przez moją Przyjaciółkę Kasię (pozdrawiam Cię serdecznie!).

 Przepis na powyższy sos:
-4kg pomidorów
-1kg cebuli
-5 czerwonych papryk
-2 żółte papryki
-5 łodyg selera naciowego
-550g kukurydzy z puszki
-1 puszka ananasów
-kawałek imbiru
-3-4 marchewki drobno pokrojone
-główka czosnku
-kolendra,pieprz, gorczyca, kmin, gałka muszkatołowa, papryka słodka
-1/5 szkla octu balsamicznego
-100ml cukru
-sporo sosu sojowego
-4 łyżki mąki ziemniaczanej
-2 opakowania pulpy pomidorowej
-oliwa
-sól
-1/2 szkl białego wina

Z pomidorów zdjąć skórkę. Paprykę posmarować oliwą i piec aż ściemnieją w 200 stopniach. Oczyścić i pokroić w paski. Cebule pokroić w piórka. Pomidory wymieszać z cebulą, solą i gotować ponad godzinę. Dodać papryki, imbir, posiekane łodygi selera, ananasa i większość soku z ananasa. Wsypać posiekane marchewki, kukurydzę, dodać przyprawy. Na koniec dodać pulpę. Pozostały sos ananasowy wymieszać z mąką i wlać do garnka aż zawrze. Przelać do czystych, suchych słoików, pasteryzować 20 minut


U mnie składników było 2x tyle, co w przepisie z tą różnicą, że nie dawałam selera naciowego, za to dałam cukinię z ogródka. Również octu balsamicznego dodałam znacznie mniej i nie miałam białego wina, więc się bez tego obyło. Następnie wszystkie 17 słoików poddałam tyndalizacji (trzykrotna pasteryzacja, dzień po dniu, która przedłuża świeżość produktów).

 Później zabraliśmy się za suszenie ziół, głównie mięty, nieco melisy.
 Domek narzędziowy pięknie pachnie. To tam rozwiesiłam moje zioła. W zimie herbatki jak znalazł. Ja zawsze pozwalam ziołom zakwitnąć, bo uwielbiają je pszczoły i inne owady. Niech i one coś z tego mają, a przecież również kwiaty można zaparzać.
 Nikoś z kolei pomagał mi zbierać spady z jabłoni. W tym roku jabłek jak na lekarstwo. Dobrze, że jeszcze marmolada została mi z zeszłego roku, który obfitował w te owoce. Pamiętam, że oferowałam dzielenie się jabłkami z innymi osobami, skorzystało z tego kilka osób, a najbardziej szczęśliwa była jednak mama, która korzystając z tego, że owoce są niepryskane, zrobiła dzieciom zdrowe przetwory, soki i dżemy. Wychodzę z założenia, że trzeba dzielić się z innymi tym co się ma, a już szczególnie nadmiarem.
 U mnie ze spadów został ponownie nastawiony ocet jabłkowy. Jak widzicie przykrywam go pończochą. Polecam wypróbować, bo jest banalnie prosty, super zdrowy oraz przydatny do czyszczenia wszelkich osadów kamiennych (toaleta będzie lśnić!) i w zasadzie sam się robi, a jeśli macie własne owoce, to jego kosztem będzie koszt cukru. Owoce zalewamy ciepłą wodą w proporcji 4 łyżeczki cukru na litr wody. Nie przykładamy się zbytnio do szorowania skórki, ważne jest, by nie było na niej ziemi, natomiast nie myjemy tak dokładnie, bo właśnie na skórce są potrzebne pozytywne mikroorganizmy. Zatykamy gazą lub pończochą (pończocha lepsza, bo mniejsze ma oczka i octówki nie mają dojścia), a następnie odstawiamy na 2-3 tygodnie. Ocet po tym czasie jest gotowy, poznamy to po tym, że owoce opadły na dno, a piana zniknęła. Ja już nie kupuję octu w sklepie. Mam swój, naturalny, zdrowszy. Nie psuje się, można go popijać rano (jedna łyżka), ja używam też do mycia luster z osadem (bo jeśli osadu nie ma, to polecam dobrą ściereczkę z mikrofibry i zwykłą wodę), szyb, armatury łazienkowej i kuchennej.
 Wspaniała w czyszczeniu jest też soda oczyszczona oraz kwasek cytrynowy.  Polecam Wam dwa filmiki, dzięki którym bez problemu oczyściłam piekarnik oraz czajnik:
Piekarnik - jak wyczyścić
Jak wyczyścić czajnik elektryczny
Później zakupiłam już około 30 kilogramów warzyw, z których sporządziłam uwielbiane przeze mnie leczo. Jak dla mnie, jest to jeden z najzdrowszych obiadków, jaki mogę zaoferować rodzinie.
Dwa ażurowe worki po papryce zwróciłam potem panu z placu targowego. Chętnie zabrał je do ponownego wykorzystania.
Do przygotowania lecza użyłam aż dwóch największych garów, jakie mogłam dostać (ten większy należy do Teściowej, muszę sobie podobny sprawić, by ciągle do niej nie latać:) )
 I tak wyszło aż 21 słoików dobroci. Wszystkie okleiłam etykietami z nazwą i datą, bo to szybko się zapomina. Potem do piekarnika na tyndalizację.
 Podzielę się moim sposobem na ściąganie skórki z pomidora. Kiedyś wyparzałam je wodą z czajnika. Jednak gdy ma się do czynienia z kilkoma kilogramami pomidorów, jest to mało wydajne rozwiązanie, marnuje się wodę i prąd. Dlatego teraz zagotowuję wodę w  garnku, w międzyczasie pozbywam się twardego środka, wykrawając go małym nożykiem, po czym robię 4 nacięcia prowadzące od powstałej dziurki. Następnie gdy woda się zagotuje, zmniejszam gaz i zanurzam w niej 4 pomidorki na jakieś 30 sekund do jednej minutki (wodę trzymam na minimalnym gazie), wyciągam, ściągam skórkę bez trudu i proces powtarzam z następnymi pomidorkami.
   A jeśli potrzebujecie usunąć etykiety ze słoika i zostaje Wam po nich lepiący się klej, to polecam ten filmik:
W jedną niedzielę wybrałam się z moim Grzesiem do lasy w Wiśniowej i uzbieraliśmy pół dużego kosza grzybów w ciągu 50 minut. Dłużej nie chodziliśmy, bo lasek był bardzo stromy i nie na kondycję kobiety w pierwszym trymestrze... Ale to, co nazbieraliśmy wystarczyło mi do zrobienia kilku słoiczków pysznego sosu grzybowego.
 Do sosu zrobiłam na obiadek chrupiące placki ziemniaczane. Ja za nimi nie przepadam, ale czego się nie robi dla Mężusia :) <3

Jeszcze wracając do tematu lasów... Mieliśmy dwa koszyki. Jeden z grzybami, a drugi...Sami zobaczcie jakie skarby można tam znaleźć. Wiecie co? Ludzie są okropni. Zaśmiecają najpiękniejsze miejsca, nie mają poszanowania dla nikogo i niczego. Ręce mi opadają, nie ma żadnych świętości, nie istnieją żadne granice... Wobec czego zwracam się z wielkim apelem do moich Czytelników... Jeśli kiedykolwiek będziecie w lesie, niekoniecznie na grzybach, proszę zabierzcie ze sobą chociaż jednego śmiecia... Pomóżmy lasom oczyścić się...
   Uchhhh, nie będę teraz kontynuowała tego tematu, bo czuję, że za bardzo pociągną mną emocje... Sami widzicie co się dzieje - płonie Amazonia, nasze płuca... Ciągle gdzieś płoną lasy... Wszędzie ludzie śmiecą... Klimat ociepla się nie do zniesienia...Smog jest bardzo uporczywy...Nasze dzieci będą żyły w strasznych czasach jeśli wszyscy w końcu się nie obudzą...
    No właśnie..miałam nie kontynuować...
    Na działce Teściowej trzy duże krzewy aronii zaowocowały wyjątkowo obficie. Ponieważ moja Teściowa nic z nich nie będzie w tym roku robić i dała mi wolną rękę, to zamierzam wykorzystać maksymalnie dobrodziejstwo tych owoców. Póki co nastawiłam aroniową nalewkę i zrobiłam pierwszą porcję soków oraz dżemu (aronię pomieszałam z jeżyną i brzoskwinią).
 Naleweczka nastawiona. Troszkę mi smutno, że nie będę mogła jej spróbować...
 A sklepie Market Point pani przede mną wykazała zainteresowanie moimi pudełkami na wędlinę i mięso:) Jak widać sama wszystko ma zapakowane w foliowe siatki, może następnym razem też pomyśli o jakimś zamienniku?
 A w ogrodzie kwitną hortensje bukietowe...oraz hibiskus bylinowy.

 Biała rabatka rośnie bardzo bujnie. Ławeczka chowa się za roślinnością. Wiąz camperdowni jest przeze mnie regularnie podcinany, aby utworzył odpowiedni parasol nad całą ławką.
 A tutaj trochę różowo:)

 I na koniec pokażę Wam robota zrobionego przez Tadeuszka:) Mój wkrótce (listopad) czterolatek często potrafi zaskakiwać kreatywnością.
 Miłego wieczoru kochani. Jest godzina dokładnie 22.00 i cieszę się, że udało mi się napisać tego posta, bo jutro kolejny zakręcony dzień.


6 komentarzy:

  1. Ja też w tym roku zrobiłam sporo przetworów i także leczo. Ale mi narobiłaś ochoty na placki ziemniaczane:) Piękne masz rośliny, szczególnie zachwycił mnie hibiskus.

    OdpowiedzUsuń
  2. Te siatki na zakupy są rewelacyjne i na pewno dużo bardziej eko niż foliowe reklamówki. Cieszę się, że macie własne przetwory, bo nic nie jest smaczniejsze. Wspaniały robot. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Lato zamknięte w słojach. U Was zawsze rodzinnie i ciepło...

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę spróbować z tym octem, dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A czy jest gdzieś przepis na ciasteczka-gwiazdeczki?
    Masz identyczne zapatrywanie na świat jak moje :)
    Zgadzam się z Tobą w 100% !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Tworzysz przeurocze łapacze snów :)
    Nie ma to jak swoje przetwory !
    Oj , tak ludzie śmiecą strasznie .... i nie widzą w tym nic dziwnego !

    OdpowiedzUsuń