sobota, 12 sierpnia 2023

Chańcza ponownie

W tym roku jesteśmy w Chańczy częściej, niż planowaliśmy:) Zdaje się, że to miejsce z dzieciństwa znowu do nas woła i nie tylko miejsce, ale i znajomi, których tu możemy spotkać. Do Chańczy jedziemy dwie godzinki i stajemy na takim pół-dzikim kempingu. Nie ma tu sanitariatów, a jedyną toaletą jest toi-toi. My na szczęście swoją toaletę mamy zawsze w kamperze.
  Pierwszy raz wodowaliśmy się po ciemku i to jeszcze w asyście grzmotów piorunów. Dodatkowo w międzyczasie Grześ otworzył drzwi od kampera i Bruno wykorzystał moment i wyszedł z kampera, schował się pod podwoziem, więc jeszcze mieliśmy akcję łapania kota.
Następnego ranka mogliśmy sobie popływać, oczywiście szanując ciszę na wodzie - dopiero od 10.00.





Kawa w kubku szwedzkim z Bolesławca zawsze najlepiej smakuje na świeżym powietrzu.

Jak zwykle przywiozłam ze sobą kwiaty z ogrodu. Bardzo często ludzie pytają mnie gdzie nazrywałam taki bukiet, czy byłam u kogoś na grandzie. Śmieję się wtedy. Kwiaty dużo zmieniają w wystroju, a ja lubię budować klimat w miejscu, gdzie jesteśmy.
Po raz pierwszy wzięliśmy ze sobą ponton do ciągnięcia. Dzieciaki miały w nim frajdę przy brzegu, udawali, że to jest ich łódka i na wiosłach sobie pływali. Holowani nie byli, bo nie zgodzę się na takie rzeczy dopóki nie będą wspaniale potrafili pływać.


Zosia jak zwykle była duszą kempingu, z każdym nawiązywała kontakt, z każdym rozmawiała.
Moja mała modeleczka :*
Tatuś i Córeczka. Słodki duet.
Bruno kilkukrotnie wychodził na spacer na smyczy.



Ja uskuteczniałam opalanie na skuterze, chociaż na motorówce jest na pewno wygodniej.
Rozpalaliśmy wieczorne ogniska. Kocham siedzieć przy ogniu, to już nawet nie chodzi o smażenie kiełbaski, ale ten widok palącego się ognia i to ciepło, które daje przy zimnych wieczorach jest takie wspaniałe.






 

1 komentarz:

  1. Ach jak cudownie i bajkowo. I do tego piękni Wy! Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń